-Chodźmy się
czegoś napić i potańczymy, ok?- zapytał. Zgodziłam się, złapał mnie za rękę i
ruszyliśmy w stronę baru. Pomimo, że imprezka dopiero się zaczyna jest już
mnóstwo ludzi. Zastanawiam się też, o której wrócimy do domu. Z Seaford tu, jest
godzina drogi. My dojechaliśmy tu w dwie godziny, bo po drodze puściliśmy
jeszcze lampiony życzeń.
Sean zamawia
nam po jakimś drinku. Jest całkiem niezły, ale wolę nie pić go za dużo. Potem
wchodzimy na parkiet. Dziewczyny wokół nas wiją się i zarzucają włosami. Nie
jest to mój styl tańca i nie powiem jak go nazywam… Zaczynamy z Seanem tańczyć.
Nie jest to „grzeczny”, jakby powiedziała moja matka, taniec, ale też nie tak…
jakby to powiedzieć… ostro zboczony.
Po około
dwóch godzinach zabawy, zatańczeniu z chyba dwudziestoma chłopakami i
całkowitym zagubieniu przyjaciół w tłumie udaje mi się dostrzec Seana. Podchodzę do niego i obejmuję go za
szyję, a on łapie mnie w talii i tańczymy razem w takt skocznej piosenki. Po
chwili ręce Seana zjeżdżają niżej niż powinny, ale nie zabraniam mu; taki urok
imprez.
Po chwili
dostrzegam Jacka… Tańczy z Donną (swoją eks, jakby nie było) trzymając ręce na
jej pupie i liżąc się z nią. Jej ręce błądzą w jego włosach i po szyi. Bez
chwili zastanowienia przywieram wargami
do warg Seana; nie ma nic przeciwko. Po chwili język Seana zagląda w każdy
zakamarek mojej buzi. Pocałunek ten nie różni się od moich z Jackiem
praktycznie niczym; sprawia przyjemność, zachęca do sięgania po więcej. Teraz
jestem pewna, że Jack i jego dziewczyny mogą iść się rąbać; nie zamierzam być o
niego zazdrosna, przejmować się nim, czy starać się, żeby to on był zazdrosny.
Nie jest taki wyjątkowy; to zwykły casanova. Od teraz jest dla mnie całkiem
obcym facetem; zaczynam życie od nowa.
Około
pierwszej nad ranem wychodzimy z imprezki. Ruszamy całą ósemką do samochodów.
Niestety okazuje się, że tylko ja, Sean i Rachel jesteśmy trzeźwi.
Postanawiamy, że razem poodwozimy przyjaciół. Sean bierze Oscara, ja biorę
Stellę i Dylana do samochodu Dylana, a Rachel Reya i Tinę do samochodu Oscara.
Najpierw
odwozimy Stellę, potem Tinę, Reya, Oscara, Rachel i Dylana. Na koniec Sean
odwozi mnie.
-Świetnie się
bawiłem.- mówi, kiedy podjeżdża pod mój dom.- Chętnie to powtórzę.
-Ja też.- mówię. Całujemy się, po czym wysiadam.
Rano jestem
padnięta. Jest sobota, więc mogę poleżeć
w łóżku. Około dziewiątej schodzę na śniadanie; czuję zapach naleśników z
nutellą- pycha! Siadam przy stole i patrzę na mamę; wygląda jakoś tak kwitnąco.
I nagle go dostrzegam- świecący klejnocik z pierścionka na lewej ręce.
-Mamo, czy
ty…- nie jestem w stanie wypowiedzieć tego słowa. Ona nie mogła się… zaręczyć.
Nie z Georgem! Kiedy się odwraca z uśmiechem na twarzy przybieram pokerową
twarz z lekkim uśmiechem; nie chcę, by było jej przykro.
-Wczoraj
wieczorem George przyszedł do nas na kolację i…- mama podnosi lewą dłoń.
Pierścionek jest naprawdę ładny, ale osoba,
przez którą został kupiony jest co najmniej podejrzana. No niby spotyka
się z mamą od kilku miesięcy, przypadł do gustu Maxowi, jest sympatyczny, a jednak
coś mnie w nim odrzuca. A co jak co; ja mam nosa do tych spraw. Chociaż po
sytuacji z Jackiem zaczynam wątpić nawet w to…
-Tak się
cieszę!- mówię w miarę sympatycznym tonem.- Kiedy ślub?
-Zamierzamy
się pobrać w czerwcu…- Mama nabrała powietrza jakby zamierzała coś jeszcze
dodać, ale się powstrzymała. Wróciła do smażenia naleśników. Po chwili do
kuchni wbiegł Max i usiadł koło mnie. A po nim do kuchni wszedł… George!
Podszedł mamy i objął ją od tyłu całując w policzek, po czym usiadł na miejscu
taty.
-Hej
wszystkim. I jak się bawiłaś Kim?- kiedy o to spytał omal nie parsknęłam
śmiechem. Nie da się opisać jak dziwnie wygląda wprawiając się w rolę „dobrego
tatuśka”.
-Świetnie.-
miałam ochotę dodać „A wy jak się wczoraj bawiliście?”, bo na pewno na kilku
uściskach się nie skończyło, ale nie chciałam, by mama się gniewała. Szybko
zjadłam śniadanie i poszłam do swojego pokoju. Chwyciłam telefon z zamiarem
napisania do Rachel, gdy ujrzałam na wyświetlaczu jedną nieodebraną wiadomość;
była od Seana. „Co porabiasz?”. Szybko odpisałam „Właściwie to nic. A ty?”. Nie
minęła nawet minuta; „Zastanawiam się, czy pozwolisz mi przyjść do siebie?”.
Mimowolnie się uśmiechnęłam „Czemu, by nie? Jasne, że możesz.”
Po około
piętnastu minutach rozległo się pukanie do drzwi. Byłam już przebrana,
uczesana, zgarnęłam w pokoju i zbiegałam po schodach (prawie z nich spadłam),
by zdążyć do klamki przed mamą. Niestety jej kochany narzeczony wyprzedził nas
obie. Stanęłyśmy koło siebie, gdy otwierał drzwi, w których ukazał się Sean. Wszedł
do domu, a do niego podeszłam i złapałam go za ramię.
-To jest
Sean.- powiedziałam.
-Dzień dobry.
Miło mi państwa poznać.- przywitał się. Biedaczek sądzi, że George jest moim
tatą…
-Dzień dobry.
Nam też jest miło.- przywitała się mama i z uśmiechem uścisnęła mu dłoń. Sean
natychmiast podał jej trzymane w ręce kwiaty.
-O, jak
ładnie pachną.- powiedziała i poszła do kuchni wstawić je do wazonu. Ja w tym
czasie pociągnęłam Seana do swojego pokoju.
-Fajni
rodzice.- stwierdził.
-To nie moi
rodzice.- sprostowałam.- To moja mama i jej chłopak, jasne?
Uśmiechnęłam
się, kiedy podszedł do mnie bliżej i mnie objął. Pocałował mnie dość namiętnie.
-Liczyłem na
to, że skończymy, to co zaczęliśmy wczoraj.- powiedział schodząc wargami do
mojej szyi. Przebiegł przeze mnie przyjemny dreszczyk.
-Właściwie to
ja też.- wyszeptałam. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi i BEZ POZWOLENIA
wparował tu Georg. Odskoczyliśmy z Seanem od siebie; teraz tylko trzymał mnie w
talii. Spojrzałam na narzeczonego matki wprost zabójczym wzrokiem. Gdybym
umiała rzucać laserami- już by nie żył.
-Coś się
stało?- spytał spokojnym tonem.
-Nie.
Chciałem wam tylko powiedzieć, że wychodzimy z mamą i, że byłoby fajnie gdybyś
zajęła się Maxem.- powiedział i zaczął się wycofywać do przedpokoju. Gdy już
prawie zamknął drzwi powiedziałam jeszcze:
-Dobra rada
na przyszłość; wchodź, gdy otrzymasz pozwolenie.
Potem objęłam
Seana za szyję i spojrzałam mu w oczy.
-Chwile na
osobności chyba już skończyliśmy. Muszę zająć się bratem.- warknęłam. Po raz
pierwszy w życiu wolałabym nie mieć brata. Co było dziwne, bo dotychczas nie
sądziłam, że Sean działa na mnie aż do tego stopnia. Owszem, pociągał mnie, ale
myślałam, że to tylko przez to, że jest przystojny. Sama nawet nie wiem, czy
jestem w nim zakochana.
-To nam w
niczym nie przeszkadza.- powiedział Sean.- Zabierzemy małego na lody, czy coś
takiego, a i tak zajmiemy się sobą. Co ty na to?
-Zgoda, tylko
skoczę do mamy po kasę.
-Ja stawiam.-
mi tam pasuje. Jestem tylko ciekawa, czy Max go polubi, bo jeśli nie, to może
nam ten wypad trochę się nie udać.
Po około
godzince siedzimy w trójkę przy stoliku jednej z lodziarni. Max zamówił cztery
gałki z trzema dodatkami i dodatkowo gofra; ma apetyt. Ja w tym czasie gadam
sobie z Seanem. Potem idziemy do wesołego miasteczka i na spacer do parku. Gdy
postanawiamy wrócić jest już około dziewiętnastej. Podaję Maxowi klucze i każę
mu wejść do domu. Ja i Sean zostajemy przed furtką, by się pożegnać.
-Jutro
zapraszam do mnie.- mówi Sean obejmując mnie.
-Chętnie.-
odpowiadam i już po chwili całujemy się coraz namiętniej. Kiedy odrywam swoje
usta od jego daję mu jeszcze buziaka w policzek i wchodzę do domu. Mama i
George schodzą właśnie po schodach; Max jest chyba w kuchni (on jest ciągle
głodny, czy mi się wydaje). Patrzę na mamę, a potem na jej narzeczonego. Mama
ma lekko zmierzwione włosy, a George niedopiętą koszulę.
-Ja byłam
grzeczna.- mówię mijając ich i kierując się do swojego pokoju.
Super nooo !!! A ten koniec ! Hihihi ;* niezłe :D naprawdę extra piszesz !!! :D uwielbiam cię !? <33
OdpowiedzUsuńJa ciebie też! <3
Usuń