Tłumacz

czwartek, 15 listopada 2012

Rozdział XVI


Do hotelu wróciłam około godziny 23:00; i to nie tylko dla tego, że nie miałam ochoty oglądać nikogo z moich „przyjaciół”, ale też trochę się zgubiłam i dobre półtorej godziny zajęło mi znalezienie drogi. Kiedy weszłam do holu zobaczyłam, że Shelley siedzi na jednym z foteli. Otarłam ostatnią łzę spływającym po moim policzku i starałam się ją wyminąć. Niestety Shelley zbyt dobrze mnie zna, by tak po prostu mnie przepuścić. Złapała mnie za ramię i zmusiła, bym spojrzała jej w oczy.

-O co ci chodzi?- spytałam. Nie miałam ochoty z nią rozmawiać. Skoro Jack planował ze mną zerwać już wcześniej ona musiała o tym wiedzieć, a o ile się dobrze orientuję, to przyjaciele sobie pomagają i mogą powiedzieć wszystko, a nie zatajać coś co mogłoby zranić tą drugą osobę. Ja bym jej powiedziała, gdybym wiedziała, że Jerry chce ją rzucić.

-Kim, ja nie… To znaczy ja wiedziałam, że Jack chce z tobą zerwać, ale myślałam, że może przemówię mu do rozsądku i jednak z tobą nie zerwie, a…

-Daruj sobie.- przerywam jej Nie chcę słuchać tego dłużej. Już nawet nie mam siły płakać. Wyrywam się z uścisku i idę na górę do mojego pokoju. Jednak przed drzwiami, na sofie ustawionej w pobliżu siedzi Brody. Kiedy tylko mnie widzi podchodzi do mnie. Przez chwilę myślę, że mnie przytuli, ale widać, że się pohamował.

-Miałeś rację; to idiota.- mówię. Nie ma co kłamać. Skoro tu przyszedł (wspominałam, że jest już po 23:00 i raczej wszyscy już śpią po ciężkim dniu?) to raczej wie o zerwaniu moim i Jacka.

-Tak serio, to trochę wyolbrzymiałem, byś tylko z nim zerwała, ale skoro tak mówisz… Nie zaprzeczę.- mimowolnie się uśmiecham. Wiem, że Brody wcale wtedy nie wyolbrzymiał, a teraz mówi tak tylko po to, by mnie pocieszyć. Wcześniej nie zauważyłam, że jest aż tak zabawny…

-Wiesz Brody, jestem trochę zmęczona… Pogadamy jutro, dobra?- mówię. Na szczęście Brody bez problemów się zgadza, mówi mi dobranoc i odchodzi. Wchodzę do swojego pokoju, zamykam drzwi na klucz i nie przebierając się w piżamę zasypiam
 

 

                Kiedy wstaję rano, jest już  12:00. Z ulgą stwierdzam, że nie chce mi się płakać, ale mam mieszane uczucia; z jednej strony nienawidzę Jacka za to co mi zrobił, a z drugiej tak przeraźliwie pragnę byśmy znów byli razem, że aż brak mi słów na opisanie tego. Niestety Jack jest typem faceta potocznie zwanego „casanovą” dlatego ja nie zamierzam okazać jak bardzo zranił moje uczucia. Zrywam się z łóżka i ubieram w to . Wychodzę z pokoju i ruszam w stronę holu. Wiem, że wszyscy tam na mnie czekają, bo mieliśmy się tam spotkać jakieś pięć minut temu i jechać na premierę do jakiejś miejscowości we Francji .

Przed schodami przybieram swój firmowy, uroczy uśmiech, by pokazać, że czuję się wyśmienicie. Kiedy schodzę na dół wszyscy faceci patrzą się na moje nogi (nawet Jack, Rudy i reszta z naszego dojo) w ten sposób „niby patrzę w drugą stronę, ale oczy mam skierowane…”. No cóż, sukienka rzeczywiście jest krótka i odsłania prawie całe nogi, ale już wcześniej zakładałam podobnej długości sukienki i nie było aż takiego efektu. A może to ten kolor? Czerwony przecież działa na facetów.

Dalej schodzę po schodach, udając, że nie zdaję sobie sprawy z zwróconych na mnie oczu. Specjalnie podchodzę do Rudiego, wokół którego stoją moi dawni przyjaciele, w tym Jack.

-Przepraszam za spóźnienie, ale się nie wyrobiłam.- mówię i odchodzę. Podchodzę do Brodiego.

-To o czym chciałeś wczoraj porozmawiać?- pytam. Patrzy mi w oczy; przez chwilę zastanawiam się, czy podeszłam do niego, bo chciałam dokończyć rozmowę, czy tylko po to, by Jack był zazdrosny. Ale skoro Jack już mnie nie kocha, to niepotrzebnie się wysilam; powinnam to wiedzieć już podświadomie. W takim razie podeszłam, dlatego, że lubię Brodiego i powinniśmy dokończyć rozmowę.

-Chciałem się dowiedzieć, czy u ciebie w porządku i czy bez problemu dajesz sobie radę, ale widzę, że niepotrzebnie się wczoraj fatygowałem. Wyglądasz nawet lepiej, co ja gadam? O wiele lepiej, niż wtedy, kiedy spotykałaś się z Jackiem!

-Uznam to za komplement…- mówię i uroczo się uśmiecham. Po chwili wszyscy wsiadamy do samochodów i jedziemy. Wsiadłam do samochodu z Brodym, Jasonem i jego bratem, Rickiem, którzy jak się okazuje są przyjaciółmi.

-Nie przejmuj się, Jack to idiota…- stwierdza Jason, kiedy siadam pomiędzy nim a Brodym. Rick odwraca się patrząc na nas i zatrzymując wzrok na mnie.

-A czy ona wygląda ci na przejętą?- pyta Jasona i uśmiecha się szeroko, podobnie jak ja.

-Dobrze mówi.- stwierdzam. Całą drogę spędzamy na gadaniu; przeważnie żartowaniu lub przerabianiu czegoś w żarty; już od dawna tak dobrze się nie bawiłam. Kiedy przyjeżdżamy na miejsce nasz samochód otaczają paparazzi; najpierw wysiadają Jason i Rick, później Brody; przytrzymuje mi drzwi, a następnie biorę go pod ramię i razem idziemy przez czerwony dywan. Kiedy wchodzimy do sali widzę jeszcze Jacka patrzącego się na nas z jakimś dziwnym uśmieszkiem.

Z PUNKTU WIDZENIA JACKA

                Widzę jak Brody idzie z Kim. Zamierzam uśmiechnąć się w ten swój uroczy sposób, ale wychodzi mi chyba coś innego. Siadam w środkowym rzędzie i zastanawiam się, czy zerwanie z Kim było mądrym posunięciem. W końcu kiedy widziałem jak wczoraj odchodziła, sądziłem, że mi przeszło, że zabrała ze sobą wszystkie moje wątpliwości. Myślałem, że o niej zapomnę, bo przecież nie istnieje takie coś jak miłość. Pokazał mi to mój ojciec i Kelly. Pokazała mi to również ilość dziewczyn, z którymi chodziłem; raczej trudno, żeby one wszystkie się we mnie kochały…

                Z drugiej strony kiedy wstałem rano byłem pewny, że mi przeszło. Ale kiedy zobaczyłem Kim na szczycie schodów, w tej sukience i z promiennym uśmiechem; powiedziałbym, że wręcz promieniała pięknem; muszę przyznać, że wtedy poczułem się tak… dziwnie.

Z PUNKTU WIDZENIA KIM TRZY TYGODNIE PÓŹNIEJ

                Po premierze wróciliśmy do hotelu. Na szczęście była to ostatnia taka impreza; jutro wracaliśmy do hotelu. Wieczorem zadzwoniłam do brata.

M: Kim! Dzwoniłem do ciebie, a ty nie odbierałaś!

K: Przepraszam, nie słyszałam telefonu. Wiesz, że jutro wracam?

M: Myślałem, że dopiero za dwa dni…

K: Pozwolili nam wrócić już jutro.

M: To dobrze, bo mamy dla ciebie niespodziankę.

                Nie zdążyłam zapytać jaką, bo się rozłączył. Pewnie nie chciał się wygadać… Tego dnia położyłam się o 19:00, jeszcze wcześniej sprostowałam na facebooku, że nie chodzę z Brodym. Napisałam też, że ja i Jack nie jesteśmy już razem (i to chyba po raz setny, by w końcu do nich dotarło). Od razu dostałam z dziesięć wiadomości typu „szkoda”, czy „nie przejmuj się”. Odpowiedziałam tylko na jedną; tą od mojej przyjaciółki z Miami. Przeglądałam też strony plotkarskie, by dowiedzieć się co takiego ludzie napisali o mnie, Jacku i Brodym. Minęło z pół godziny od kiedy dodałam wpis na facebooku, a na wszystkich tabloidach pojawiło się już sprostowanie, że Jack i ja wspólnie podjęliśmy decyzję o zerwaniu, a Brody jest tylko moim przyjacielem, no cóż przynajmniej w połowie mają rację…
 

                Lecieliśmy parę godzin, ale, że wyruszyliśmy o siódmej, to już około 15:00 byliśmy na miejscu. Na lotnisku czekali na nas nasi rodzice i ewentualne rodzeństwo. Przeszłam przez odprawę i prawie popłakałam się ze szczęścia. Z mamą i Maxem czekali na mnie przyjaciele z Miami; najlepsza psiapsióła Demi, kumpela Lia, chłopak Lii, Brandon i nasi kumple Harry i John. Przytuliłam każdego po kolei.

-Co wy tu robicie?- spytałam. Nie widziałam ich już od roku. Miałam przyjechać w wakacje, ale wypadł mi ten film.

-Ponieważ ty byłaś zajęta robieniem z siebie gwiazdy i nie miałaś czasu przyjechać do nas- my przyjechaliśmy do ciebie.- wyjaśniła  Demi po raz kolejny mnie przytulając.

-To był mój pomysł…- dodał John. Dostał ode mnie buziaka w policzek; zasłużył- inaczej nie spotkalibyśmy się przez kolejny rok.

-Wiesz co? Musisz nam wyjaśnić o co chodzi z tobą i Jackiem.- stwierdziła Lia.

-O nic. Zerwał ze mną, bo już mnie nie kocha. Tak na marginesie dowiedziałam się jako ostatnia z chyba siedmioosobowej listy.- powiedziałam jakby nie było to nic wyjątkowego. Na to moi przyjaciele zrobili swoje „Oooch!”, które robiliśmy jeszcze w podstawówce i zakończyliśmy go jednym wielkim, zbiorowym przytulasem. Znów czułam się tak wspaniale jak w Miami, kiedy byłam najsławniejszą dziewczyną, jak wtedy kiedy odrzucałam kolejne zaproszenia na randki, czy umawiałam się z chłopakami z drużyny; tak po prostu normalnie.

-Szkoda, że będziemy razem tylko tydzień.- stwierdziłam.

-Warto i tyle.- odpowiedziała Demi.

I jak? Mi osobiście się nie podoba, ale no trudno. Teraz popracuję nad drugą częścią.

Pozdrawiam

STACIA ;*

2 komentarze: