Tłumacz

czwartek, 15 listopada 2012

Rozdział XIV


Wstałam i wyszłam. Nie byłam w stanie słuchać Brodiego nawet chwili dłużej. Sądził, że wymyśli na poczekaniu jakąś historyjkę i każdy mu uwierzy? Jack nie zrywał z dziewczynami (przy okazji wymieniając je co tydzień) dlatego, że jest podłym i bezuczuciowym idiotą, tylko dlatego, że wcześniej nie znalazł dziewczyny, z którą byłoby mu dobrze. A ze mną, przynajmniej takie odniosłam wrażenie, czuje się znakomicie...


          Nie zauważyłam nawet kiedy zawędrowałam do holu głównego. Usiadłam na jedną z kanap i wpatrywałam się w jakiś punkt przed sobą cały czas myśląc o Jacku, Brodym i tej nieistniejącej Kelly. A może jednak? Przypomniała mi się pewna rozmowa Jacka i Brodiego sprzed chyba półtorej miesiąca;

          To był jeden z moich pierwszych dni treningów w dojo Wassabiego. Brody i Jack                                          odbywali sparing; Jack wygrał. Brody wypowiedział rewanż i zaczęli od nowa. Po piętnastu    minutach Brody zagadał; pewnie myślał, że nikt oprócz Jacka go nie słyszy, ale byłam zbyt zauroczona Jackiem, by nie zwracać uwagi na to co się dzieje wokół Jacka.

-Hej, pamiętasz Kelly?- zapytał po chwili Brody z chytrym uśmiechem. Jack zamarł w połowie ataku; Brody wykorzystał to i powalił go na matę.

-Jest tak samo jak wtedy- ja wygrałem.- dodał Brody.


Jeśli wtedy poruszyło Jacka to do tego stopnia, że przegrał, to czy to co powiedział Brody jest prawdą? Nagle poczułam, że ktoś siada obok mnie na kanapie. Postanowiłam go zignorować. Obcy rzucił na moje kolana jakieś kartki; to był scenariusz.

- Może poćwiczymy?- i już nie musiałam patrzeć się na kolesia; ten głos rozpoznam nawet o północy zaraz po najgorszych koszmarach.
-Odczep się Ricky.- odparłam.- Lepiej idź zająć się swoją fryzurą.

Poczułam, że przysunął się bliżej, więc odwróciłam się do niego twarzą. Chciałam mu powiedzieć co o nim myślę, ale zdenerwował mnie bardziej niż sądziłam, że jest to możliwe. Bezczelnie patrzył się na mój dekolt.

-Naprawdę, możemy poćwiczyć...- powiedział odwracając wzrok i kierując go w stronę moich oczu.- Strona 1233.

Otworzyłam scenariusz na podanej stronie tylko po to, by nie musieć na niego patrzeć. Przejrzałam tekst i dotarłam do strasznego dla mnie momentu.

Deyl podchodzi do krzesła, na którym siedzi Rachel. Nie jest związana, Deyl nie byłby w stanie zrobić jej czegoś takiego. Podaje dziewczynie rękę. Rachel przyjmuje ją i wstaje. Po chwili Deyl i Rachel obejmują się patrząc sobie w oczy.
-Kocham cię.- mówi Deyl.- Pomogę ci uciec...
-Nie zostawię cię z tymi zbirami. Ja też cię kocham.- odpowiada Rachel. Po chwili całują się z każdej sekundy coraz namiętniej. Po pocałunku znów patrzą sobie w oczy. Po chwili Rachel uśmiecha się, łapie twarz Deyla w dłonie i całuje go w usta...


Patrzę na Rickiego pełna obrzydzenia. Ja miałabym się z nim całować?! Marzenie!! Podrywam się z kanapy i odchodzę. Mam ochotę zmienić scenariusz; nie zamierzam całować się z tym oblechem. Już szybciej pocałowałabym świnię! Och co ja mówię; przecież Ricky jest świnią! Patrzę na zegarek. Już czas na zajęcia inauguracyjne. Jest to wystarczający powód dla zmiany moich planów spotkania z reżyserem. Na tych zajęciach będzie Jack, a muszę z nim pogadać.

Dochodzę do sali z pięciominutowym spóźnieniem. Podchodzę do ławki, w której siedzi Jack i słucham faceta, który opowiada nam jakie emocje powinny nam towarzyszyć przy niektórych wydarzeniach, jak wymusić łzy, zarówno rozpaczy jak i szczęścia i wszystko co powinniśmy wiedzieć zanim zaczniemy przechodzić do odgrywania krótkich scenek.

-Ok, scena ze strony 1000. Zaczynamy od tekstu Michaela.

Po porwaniu Rachel reszta drużyny zbiera się w swojej siedzibie i obmyśla plan.

Michael: Musimy ją uratować.

Julia: Jestem za. Nie możemy jej tam zostawić.

Alexander: A ja uważam, że musimy ratować Bobbiego szczególnie teraz, kiedy muszą pilnować Rachel; jest na tyle dobra, że jeśli zostawią jednego strażnika, to bez problemu ucieknie. A to oznacza, że pilnuje jej przynajmniej dwóch o ile nie trzech „złych”; mają osłabiony skład- musimy to wykorzystać..

Nastaje chwila milczenia. Przerywa ją Michael; widać, że jest zdenerwowany.

Michael: Ja po nią idę. Nie wiem jak wy.

Mówi i wychodzi. Reszta patrzy na siebie po czym wstaje od stołu przy, którym siedzi i idzie za Michaelem.

Nie ma tu mojej kwestii, więc siedzę i patrzę. Zastanawiam się, czy Jack widział już tą scenę, którą dzisiaj pokazał mi Ricky. Jeśli tak, to może być kiepsko… oczywiście dla Rickiego. Chociaż właściwie mi to nie przeszkadza; nic się nie stanie jak Jack potłucze mu tą jego „śliczną” buźkę… Chłopaki i Shelley odgrywają scenę po raz drugi i trzeci; ja w tym czasie przeglądam scenariusz. Zastanawiało mnie, czemu jest tu tyle stron. Okazuje się, że pod tekstem napisali jakie emocje powinny nam towarzyszyć, jak ubrane są postacie i jakieś wskazówki dla aktorów; czuję się jakbym była ułomem…

            W końcu odgrywamy też scenę ze mną w roli głównej. Muszę przyznać, że wyszło całkiem fajnie; nawet podoba mi się to aktorstwo, chociaż, że nic jeszcze nie zaczęliśmy kręcić.

            Po inauguracji mamy próby nagrywania pierwszych scen. Otrzymuję swój strój (http://www.polyvore.com/cgi/set?id=63337426&.locale=pl). Z tego co widzę akcja będzie się toczyć gdzieś na zewnątrz…

Rachel wychodzi z dojo. Rusza jedną z ulic i podochodzi pod dom Michaela. Puka, czeka zaledwie chwilę na otwarcie drzwi. Michael na jej widok uśmiecha się promiennie.

Rachel: Możemy porozmawiać?

Michael: Jasne… Coś się stało?

Rachel i Michael przechodzą do salonu; siadają koło siebie na sofie. Michael patrzy wyczekująco na Rachel.

Rachel: W sumie to nic takiego… Chciałabym, żebyś pomógł mi porozmawiać z resztą, bo oni się ciebie słuchają. Sądzę, że powinniśmy podejść do sprawy Bobbiego inaczej. Oni wiedzą, że będziemy go ratować, dlatego są przygotowani… Zaskoczmy ich i odbijmy Bobbiego później. Przedstaw ten plan jako swój.

Michael: Ale ciebie też posłuchają…

Rachel: No właśnie nie… Już im to mówiłam. Tylko Julia podeszła do tej sprawy poważnie. Chłopaki mnie nie szanują, bo dołączyłam do was najpóźniej… Przyzwyczaiłam się.

Rachel wstaje i bez pożegnania wychodzi.

            Odgrywaliśmy tą samą scenę kilka razy, by było „idealnie…”, jak określił to reżyser. Na szczęście nie tylko mnie i Jacka czekało powtarzanie tej samej sceny po kilkanaście razy; po chwili chłopaki mieli scenę, w której ja i Shelley nie grałyśmy. Wykorzystałam ten moment i poprosiłam ją o rozmowę.

-Shelley, co wiesz o Kelly?- spytałam bez ogródek. Spojrzałam jej w oczy; liczyłam na szczerą rozmowę.

-Kelly?- zaczęła Shelley.- Kelly była pierwszą dziewczyną Jacka. Złamała mu serce zaczynając chodzić z Brodym, a co?

-Czy to prawda, że Jack przez nią bawi się dziewczynami?

-Tak.- odpowiedziała i spuściła głowę; najwidoczniej nie wytrzymała mojego spojrzenia.

-A czy ja jestem kolejną jego „zabawką”?- spytałam. Wiedziałam, że Shelley może czuć się niezręcznie, ale jesteśmy przyjaciółkami i sądzę, że powinna mi odpowiedzieć.

-Nie.- udałam, że nie słyszę, a może po prostu nie chciałam słyszeć wahania w jej głosie.

-Mam nadzieję, że mówisz prawdę.- powiedziałam, odwróciłam się i odeszłam.

            Nakręciliśmy jeszcze kilka scen po czym kilka z nas wróciło do hotelu (ja, Jack, Shelley i Jerry). Całą drogę przebyliśmy w milczeniu. Dopiero potem Jack odezwał się do mnie:

-Pójdziemy na spacer. Musimy zobaczyć wieżę Eiffla…- spojrzałam na niego; uśmiechał się w ten swój słodziutki sposób, nie byłam w stanie mu odmówić.  Poszliśmy na spacer i wróciliśmy do hotelu. Tą noc spędziliśmy osobno.

Sorcia, że tak długo nie dodawałam, ale nie miałam weny twórczej. Od teraz zamierzam częściej dodawać rozdziały. Wpadłam też na taki pomysł, że na blogu dodam strony; każda strona będzie dotyczyła Jacka i Kim, ale innych „części” ich życia. Np. tą część zamierzam zatytułować „Film”. Zamierzam też oszczędzić wam opisywanie każdego dnia po kolei i przeskoczyć tak na pół roku, czy dziewięć miesięcy później. Myślę, że tą część skończę za dwa, czy trzy rozdziały i zacznę kolejną.

Pozdrawiam

STACIA :*

2 komentarze: