Tłumacz

czwartek, 15 listopada 2012

Rozdział XV


Minęło 10 miesięcy; jest pierwsza połowa lipca. Film z naszym udziałem okazał się wielkim hitem. Niestety zostałam zmuszona do pocałowania Rickiego. Od tego czasu między mną a Jackiem jest coraz gorzej. Niby wciąż ze sobą chodzimy, ale nie czuję się tak jak kiedyś; obawiam się, że Jack coraz częściej ogląda się za innymi dziewczynami. Już nie jest taki jak był.

Obudziłam się o siódmej rano; dziś mamy wywiady promujące film. Nie wiem po co my w ogóle ten film promujemy, skoro oglądnęło go już kilkanaście tysięcy ludzi (przez około tydzień), a wszyscy krytycy, którzy poszli na ten film oceniają go bardzo pozytywnie. Ale cóż; takie życie. Najpierw człowiek ciężko haruje przez dziesięć miesięcy, niszczy sobie związek, a na koniec nawet nie może się wyspać…

Wstałam z łóżka i pościeliłam je. Potem podeszłam do szafy; ubrałam się w to .
Ułożyłam włosy (tak jak w linku) i zeszłam na dół (ciągle byliśmy w hotelu, ale już za trzy tygodnie mieliśmy wracać). Moi przyjaciele byli oblegani przez fotoreporterów. Kiedy kilku z nich zauważyło mnie schodzącą po schodach podbiegło do mnie. Muszę przyznać, że początkowo było nawet przyjemnie siedzieć w centrum uwagi, ale z czasem robi się to coraz bardziej męczące. Aby nikt nie uznał, że coś mi się dzieje, bo się nie uśmiecham na mojej twarzy od razu gości słodziutki uśmiech.  (kilkanaście tygodni temu, jak wracaliśmy z imprezy, byłam tak zmęczona, że nie miałam nawet siły iść wyprostowana, w jednym z tabloidów przeczytałam, że popadłam w depresję…). Wywiady trwają kilka godzin; najpierw wszyscy razem, potem każdy z osobna, a na koniec sesje zdjęciowe. Kiedy przychodzi moja kolej na indywidualny wywiad okazuje się, że mam dość natrętnego dziennikarza. Kiedy pada pytanie „Co powiedział twój chłopak na wieść, że będziesz całować się z innym?”, uznaję to za totalne mieszanie się w moje życie prywatne.

-A co pana zdaniem mógłby powiedzieć?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.- Muszę pana przeprosić, ale pana czas już się skończył, dowidzenia!

              Facet odchodzi ze wściekłą miną, a na jego miejscu siada kolejny. I tak w kółko co kilkanaście minut. Kiedy wszystko kończymy zbliża się godzina 13:45. Spędziliśmy prawie sześć godzin na promowaniu filmu. Dzisiaj wieczorem jedziemy jeszcze do kina, by po zakończeniu seansu rozdawać autografy; muszę więc odpocząć, ale najpierw podchodzę do Jacka.

-I jak tam? Też jesteś tak wykończony jak ja?- pytam, gdy mnie obejmuje; jak dla mnie to trochę zbyt mechanicznym ruchem.

-Nawet bardziej… Chyba muszę się położyć, bo inaczej zaraz padnę.- mówi i całuje mnie namiętnie. Po chwili odchodzi na górę. Odwracam się i patrzę na osobę, w którą wpatrywał się przed chwilą Jack; to Jerry, który momentalnie rusza na górę.

Z PUNKTU WIDZENIA JACKA

            Zaraz powinien przyjść Jerry. Dałem mu znak oczami; mam nadzieję, że zrozumiał, bo on często czegoś nie ogarnia. Po chwili ktoś puka do moich drzwi; to Jerry. Wpuszczam go i zamykam je na klucz, by nikt nam nie przeszkadzał.

-Ej, no stary! Miałeś jej powiedzieć, a nie takie przedstawienia odstawiasz!- mówi Latynos siadając koło mnie na łóżku.

-Wiem, ale nie potrafię.- mówię spuszczając wzrok.

-Wcześniej nie miałeś problemu ze zrywaniem z dziewczynami…- to, co mówi Latynos także jest prawdą; wcześniej nie miałem takiego problemu. Ale Kim nie jest taka jak inne dziewczyny; naprawdę ją kocham i to właśnie jest problemem. Skoro ja ją pokochałem to oznacza, że Kim bez problemu może złamać mi serce. Kiedy się z nią wiązałem myślałem, że pobędziemy razem kilka miesięcy; z dwa czy trzy, ale to pociągnęło się o wiele dłużej niż sądziłem, że się pociągnie. Przez ten czas zdążyłem ją naprawdę pokochać. Do tego Kim jest śliczna i wielu chłopaków na nią leci; Brody, Jason, nawet Ricky… To powoduje, że w każdej chwili może mnie rzucić i pójść sobie do innego. Wchodzi na to jeszcze jeden czynnik; nie potrafię usiedzieć w jednym związku zbyt długo.

-Zerwę z nią wieczorem.- mówię i wyganiam Jerrego z pokoju. Wiem, że chłopaki też znają moje plany, ale oni, w przeciwieństwie do Jerrego, odradzają mi ten plan. Kładę się na łóżku i już po chwili zasypiam.

           Budzę się dopiero o 18:00. Układam włosy, myję zęby i ubieram się w koszulę w kratkę, czarne rurki i trampki. Kiedy stwierdzam, że wyglądam w porządku schodzę na dół. Wszyscy chłopcy są ubrani podobnie do mnie; nawet Milton, który ubrał koszulę w niebieskim kolorze zapinaną na guziki i tenisówki w takim samym odcieniu. Rozglądam się po twarzach dziewczyn (niektóre są naprawdę ładne) i odnajduję Kim. Ubrała się w to ; wygląda prześlicznie. Nawet przez chwilę waham się, czy powinienem z nią zerwać, ale kiedy widzę Brodiego, wpatrującego się w nią powraca mi moja dawna pewność siebie. Raźnie schodzę na dół, podchodzę do niej i obejmuję ją. Jack Anderson nigdy nie zrywa w miły sposób; niech dziewczyna myśli do samego końca, że wszystko jest okey.

-Pięknie wyglądasz.- mówię patrząc jej w oczy. Uśmiecham się uroczo, a po chwili całuję ją namiętnie. Kiedy odrywam swoje wargi od jej, Kim także się uśmiecha.

-I wzajemnie.- mówi. Po chwili pod hotel podjeżdżają limuzyny. W każdej limuzynie jedzie siedem osób; tak więc staram się być z naszą paczką; ja, Kim, Shelley (którą też wtajemniczyłem w swój plan), Jerry, Milton, Eddy i Rudy.

              Pod kino podjeżdżamy po około dziesięciu minutach jazdy. Wychodzimy z limuzyn i patrzymy na zegarek; za pięć minut koniec seansu. Niektórzy aktorzy i statyści pojechali jeszcze do innych kin, i tak na oko, rozglądając się oceniam, że jest nas piętnastka. Podchodzimy pod salę, a kiedy wychodzą z niej pierwsi ludzie rozlegają się okrzyki i ludzie rzucając się na nas prosząc o autograf na kubku od coli, czy pudełku po popcornie. Jeszcze inni chcą na koszulce, czy na ręce (co nie jest zbyt dobrym pomysłem jeśli chce się zachować go na dłużej, a się myje). Każdym, kto chce, rozmawiamy przez chwilę. Po około godzinie kończy się cały cyrk.

               Nagle chłopaki i Shelley łapią mnie za rękaw od koszuli i ciągną za róg. Patrzę na ich dziwnie poważne miny i omal nie wybucham śmiechem.
-Zerwałeś już z nią?…- pyta Jerry z nadzieją w głosie. Na to Shelley daje mu kuksańca w bok ( wspominałem już, że są parą?) i znacząco patrzy się na chłopaków. Ci cofają się o krok, dając mi i Shelley trochę przestrzeni.
-Pamiętasz, jak mówiłeś Jerremu, że nie może się ze mną umawiać, bo mnie skrzywdzi? Na tym ci bardzo zależało… A myślisz, że ty nie skrzywdzisz Kim, jeśli jeszcze godzinę wcześniej się obściskujecie, a potem podejdziesz i powiesz „To koniec!” ? Bo jeśli myślisz, że jej nie zranisz, to jesteś idiotą.
           -Shelley, sory, ale zamierzam z nią zerwać. Planuję to już od jakiegoś czasu i planów nie zmienię!- mówię patrząc kuzynce w oczy. Odwracamy się zamierzając wrócić do limuzyny, właściwie to zamierzam odszukać Kim i mieć to już z głowy, ale ona tutaj jest. Stoi oparta o ścianę i patrzy na naszych przyjaciół; mnie po prostu omija wzrokiem.

-Wiedzieliście? I mi nic nie powiedzieliście? Teraz już wiem jacy z was przyjaciele…- mówi.

Z PUNKTU WIDZENIA KIM
- Wiedzieliście? I mi nic nie powiedzieliście? Teraz już wiem jacy z was przyjaciele…- mówię i odwracam się na pięcie. Po chwili dobiega do mnie Jack; mam ochotę przyłożyć mu w twarz, ale powstrzymuję się.
-Zostaw mnie, bo jak nie, to…- nie kończę, bo mi przerywa.
-To, co? Nic mi nie zrobisz.- mówi. Nie zostało w nim już nic ciepłego, czy nawet miłego. Już wiem, czemu dziewczyny po zerwaniu z nim płakały; jest bezlitosny.- Chciałem ci tylko wyjaśnić, że to nie tak, że cię nie kochałem, bo kochałem. Ale lepiej dla nas obojga, abyśmy się rozeszli…
-Czekaj; po pierwsze: Kochałeś? Czyli od jakiego czasu jestem ci już obojętna?- pytam. Czuję, że łzy napływają mi do oczu; kocham Jacka. W gruncie rzeczy kocham go nad życie i strasznie boli mnie to, w jaki sposób chciał ze mną zerwać i, że wiedzieli o tym wszyscy, tylko nie ja!- A po drugie: po co mi się tłumaczysz? Chyba planowałeś to już od dawna; powinieneś przewidzieć, że jestem na tyle inteligentna, żeby zrozumieć, że jeśli się z kimś zrywa to się go nie kocha, prawda?- mówię i odchodzę nie zatrzymując się ani na chwilę. Mijam limuzyny i ruszam ulicami Paryża; podobno miasta zakochanych…
Z PUNKTU WIDZENIA JACKA
- A po drugie: po co mi się tłumaczysz? Chyba planowałeś to już od dawna; powinieneś przewidzieć, że jestem na tyle inteligentna, żeby zrozumieć, że jeśli się z kimś zrywa to się go nie kocha, prawda?- mówi i odchodzi. To ostatnie zdanie zabolało mnie najbardziej; przecież ja ją kocham. Mam nadzieję, że zapomnę o niej jak najszybciej, bo teraz czuję, że wraz z Kim odwracającą się do mnie plecami i idącą ulicami Paryża, odeszła też część mojej duszy…
__________________________________________________________________________

I jak? Mam nadzieję, że się podobało… Mogę zdradzić, że Jack i Kim jeszcze się zejdą, ale to później. Napiszę w tej części jeszcze rozdział i zabiorę się za kolejną.

Pozdrawiam

STACIA :*

6 komentarzy:

  1. Oł maj gasz! Jezu! Boski rozdział dziewczyno!<33 Czy ty musisz mieć taki zajebiście wielki talent.!? PODZIEL SIĘ NIM!: O <333
    Love you <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do tego talentu to wątpie, czy wogóle go posiadam... A tak po za tym, ty go masz o wiele więcej ode mnie... I love you, too! <3

      Usuń
  2. Woow !!! No extra !!! <33 najlepszy jest koniec ! ;D taki słodki !! ^^ niech się szybko zejdą , proszę !!!!!! :D kocham cię !! ;** kiedy kolejny ?? Nie doczekam się !!!! <33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz jak przeczytałam to rzeczywiście wydał mi się słodki; wcześniej wydawał się mi jakiś taki smutny. Ogólnie teraz coś piszę gorzej niż przed tą długaśną przerwą... I zgadzam się z tobą, że za "Cut!" w New Jack City przydałoby się reżysera ukatrupić...

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Dzięki :**** Ja ciebie też loffciam <3 Swietnie piszesz- chciałabym, żeby mój blog też doczekał się prawie stu rozdziałów...

      Usuń