Tłumacz

poniedziałek, 17 września 2012

Rozdział I

Rozdział I
                Obudziłam się wyjątkowo wcześnie. 7:10; To chyba mój nowy rekord. Wstałam, pościeliłam łóżko, umyłam zęby i stanęłam przed szafą. Po chwili zastanowienia wybrałam to  (http://www.polyvore.com/str%C3%B3j/set?id=59064240) . Jeszcze szybko ułożyłam włosy (tak jak było pokazane w linku) i zbiegłam na dół do kuchni. Przy stole siedział już tato i mój młodszy brat Max. Obydwoje wcinali kanapki z nutellą, a mama w tym czasie szykowała drugie śniadanie dla mnie i dla Maxa. No tak; dzisiaj pierwszy dzień w nowej szkole. Trochę się denerwuję; do Seaford wprowadziliśmy się na początku sierpnia i od tego czasu bliżej poznałam tylko córkę sąsiadów, Grace. Przypuszczałam, że większość osób chodzących do mojej nowej szkoły znało się z podstawówki. Ale w szkole w Miami byłam bardzo lubiana, może tutaj też uda mi się rozpocząć kilka ciekawych znajomości.
                Po chwili zaburczało mi w brzuchu. Usiadłam więc do stołu.
-Smacznego!- Powiedziałam i zabrałam się za rozsmarowywanie nutelli po kanapce.
                Kiedy skończyłam śniadanie była 7: 40 ; najwyższy czas, by ruszać do szkoły- przecież warto zrobić dobre wrażenie i nie spóźnić się już pierwszego dnia. Chwyciłam swoją torbę, pożegnałam się z rodzinką i wyszłam do garażu. Uruchomiłam swoje autko. 
                Na parking szkolny dotarłam o 7: 50 i ruszyłam na poszukiwanie swojej szafki. Znalazłam ją dość szybko; 2 minuty przy tak dużej szkole to cud. Zostawiłam wszystkie nie potrzebne mi książki biorąc tylko te na pierwszą lekcję; matmę.
                Na drugiej przerwie wpadłam na rudowłosego i strasznie chudego chłopaka.
-Hej, jestem Milton!- Przywitał się wyciągając dłoń.
-Ja cię znam…- powiedziałam odwzajemniając uściski i starając się sobie przypomnieć gdzie już go widziałam.
-No, wiesz… Chodzimy razem do klasy.- Powiedział- Ty jesteś Kim. Prawda?
-Tak. Nie dawno się tu przeprowadziłam i … -przerwał mi dzwonek.
                Kolejny raz spotkałam Miltona po lekcjach; przed budynkiem szkoły. Znów na niego wpadłam. Chyba powinnam zacząć patrzeć gdzie chodzę… Najgorsze jest to, że Milton nie był sam. Towarzyszyło mu trzech kolegów. Tego niskiego, grubego o ciemnej skórze i drugiego, wysokiego o latynoskich rysach twarzy widziałam już na stołówce; siedzieli z Miltonem przy jednym ze stolików. Jednak ten trzeci nieznajomy przykuł moją uwagę; miał brązowe włosy, czekoladowe oczy i niezłą muskulaturę.
-To Eddie, Jerry i Jack. Jerry i Jack chodzą do drugiej klasy- Milton przedstawił mi swoich znajomych.- Chłopaki, a to jest Kim.
Pomachałam im z uśmiechem. Eddie i Jack odmachali, a Jerry podszedł do mnie bliżej.
-Hej mała! Jestem Jerry!- Zaczął przysuwając się coraz bardziej. Cóż widać mamy do czynienia z masowym podrywaczem.
-Daruj sobie.- Palnęłam odsuwając się jak najdalej od chłopaka. Oczywiście musiałam wpaść na… Jacka. Odwróciłam się z zamiarem przeproszenia, ale ten uśmiechnął się tak uroczo, że na chwilę zapomniałam jak korzysta się z mózgu.
-Wiesz poznaliśmy się wszyscy w dojo Bobbiego Wassabiego.- Powiedział Milton z dumą. – Jack jest z nas najlepszy; ma czarny pas trzeciego stopnia.
-Naprawdę?- Spytałam. Jaki ciekawy zbieg okoliczności; od dziesięciu lat ćwiczę karate!- Ja mam czarny pas drugiego stopnia. Mogłabym się do was zapisać?
-Jasne!- wykrzyknęli. Po chwili Jerry dodał- Trening dzisiaj o szesnastej.
Zastanowiłam się chwilę. I tak nie miałam nic lepszego do roboty; mogłam więc spokojnie pójść.
-To może wpadlibyście po mnie, bo nie mam pojęcia gdzie jest to dojo?- zaproponowałam. Chętnie się zgodzili, więc przekazałam im adres i wróciłam do domu.  
                Kiedy odstawiłam samochód do garażu i weszłam do domu poczułam się samotna. Zazwyczaj w domu był już Max, ale teraz miał więcej lekcji i siedział  w szkole do 15:00. Mama podjęła nową pracę i zamiast do 14:00 w pracy była do 18:00. Nie miałam jeszcze żadnej bliższej koleżanki ( Grace jest bardziej znajomą, ale i tak za nią nie przepadam), by zaprosić ją do domu; byłam skazana na samotność.
                Poszłam do pokoju, wzięłam prysznic i przebrałam się w to( http://www.polyvore.com/str%C3%B3j/set?id=59074154#stream_box ).  Szybko odrobiłam lekcje i spakowałam strój sportowy (http://www.polyvore.com/str%C3%B3j_sportowy/set?id=59074529#stream_box) . Zeszłam do kuchni przygotować sobie jedzenie na trening. Dwie bułki z masłem orzechowym i woda mineralna muszą mi wystarczyć. Przeszłam do salonu; była 15:00- miałam jeszcze pół godziny do przyjścia chłopaków i włączyłam (jak zawsze zresztą) MTV. Po dziesięciu minutach usłyszałam pukanie do drzwi. Wyłączyłam telewizor i poszłam otworzyć. Do domu wszedł Max i zanim zamknęłam drzwi wskazał na coś za ogrodzeniem na co wcześniej nie zwróciłam uwagi… a właściwie na kogo nie zwróciłam uwagi; Eddie, Milton, Jerry i Jack stali za ogrodzeniem i prawdopodobnie czekali na umówiony czas naszego spotkania. Zaśmiałam się pod nosem; staliby tak jeszcze te dwadzieścia minut?
-Hej, chłopaki! Wejdźcie!- krzyknęłam. Momentalnie ruszyli w kierunku domu.
-Max idź do swojego pokoju.-zwróciłam się do brata i popędziłam go ruchem ręki. Kiedy zniknął na szczycie schodów w drzwiach stanął Milton.
-No hej Kim!- przywitał się.- Sorcia, że jesteśmy tak wcześnie, planowaliśmy być trochę później, ale doszliśmy tu szybciej niż przypuszczaliśmy.
Do domu weszła pozostała trójka. Stali spięci w równym rządku. Na ten widok wybuchłam takim śmiechem, że nie byłam w stanie opanować się przez kolejne dwie minuty. Na szczęście chłopaki szybko połapali się z czego się śmieję i dołączyli do mnie. Kiedy byliśmy już opanowani na tyle by spokojnie rozmawiać zaprowadziłam ich do salonu i przekazałam pilota Eddiemu.
-Chcecie coś do picia?- spytałam. No tak… nie miałam się po co pytać; podobnie jak ja uwielbiali colę.
Zostawiłam ich samych i poszłam do kuchni przygotować napoje i chipsy. Kiedy wróciłam zobaczyłam, że Jack gdzieś zniknął.
-Gdzie Jack?- spytałam stawiając jedzenie na ławie.
-W kiblu!- odpowiedzieli zgodnie, oglądając jakiś mecz. Wyszłam z salonu i ruszyłam korytarzem. Zapukałam do drzwi od łazienki; nikogo w niej nie było. Ruszyłam, więc na górę do drugiej łazienki. W niej również nikogo nie było. Nagle usłyszałam dobiegające z pokoju Maxa śmiechy. Zapukałam i uchyliłam drzwi. Na łóżku siedział Max , a obok na krześle Jack. Rozmawiali o czymś.
-Nie przeszkadzam?- spytałam opierając się o framugę drzwi. Uśmiechnęłam się szeroko; fajnie, że Max też znalazł już przyjaciela; szkoda tylko, że nie w swoim wieku…
-Nie, nie. Szukałem łazienki i natrafiłem na pokój Maxa. Potem zaczęliśmy gadać i trochę się zasiedziałem.- wyjaśnij Jack.
-Nie, spoko. Łazienka jest do końca korytarza i w prawo.- powiedziałam, wyszłam i zamknęłam drzwi. Zeszłam na dół i weszłam do salonu; ani po coli, ani po chipsach nie było już śladu. No cóż… zupełnie jak z Maxem.
O 15:30 zaczęliśmy się zbierać.
-Wychodzimy!- krzyknęłam. Po chwili do przedpokoju wbiegł Max, a kilka kroków za nim Jack.
-Kim! Kim! A Jack jeszcze do nas przyjdzie?- spytał Max. Spoglądnęłam na Jacka; uśmiechał się tak uroczo jak przed szkołą. Znów na chwilę odebrało mi rozum.
-Yyhhh… No… Możliwe.-wykrztusiłam po chwili.
Ubrałam buty i chwyciłam torbę. Nagle zobaczyłam, że Max też ubiera buty.
-A ty dokąd?- spytałam brata.
-Mama powiedziała, że mogę z wami iść. Zadzwoniłem do niej.- wyjaśnił. No okej… mi to tam nie przeszkadza. Wyszliśmy z domu i zamknęłam drzwi.

__________________________________________________________________________________

Hejka! wiem, że rozdział taki sobie i oniczym, a przede wszystkim KRÓTKI, ale to taki wstęp do dalszych rozdziałów. Może jeszcze drugi będzie takim wstępem, a potem zobaczę. I ostrzegam, że Jack i Kim nie zostaną parą tak szybko... Musi się też cos dziać.
STACIA ;*

2 komentarze:

  1. fajny! I taki jedno małe pytanko....... kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Dzięki, że czytasz, a tak poza tym ja i moja koleżanka Wiki uwielbiamy twój blog. nie wiem kiedy kolejny rozdział, bo jestem chora i trochę ciężko się pisze jak co chwila trzeba smarkać nos... ;) Postaram się dodać jak najszybciej.

      Usuń