Tłumacz

piątek, 21 września 2012

Rozdział III

Rozdział III
                Następnego dnia obudziłam się trochę za późno; 7:30. Najszybciej jak tylko potrafiłam wstałam, pościeliłam łóżko, umyłam zęby i ubrałam się w to   
( http://www.polyvore.com/cgi/collection?id=1903319&.locale=pl ) . Zbiegłam do kuchni szybko zjadłam śniadanie po czym spojrzałam na zegarek. Mam pięć minut do lekcji; raczej niemożliwe bym zdążyła.
                Do szkoły dodarłam z pięciominutowym opóźnieniem. Z szafki wyjęłam książki potrzebne mi na pierwszą lekcję; fizykę i pobiegłam do klasy.
-Kimberly Crowford! – skrzywiłam się na dźwięk mojego pełnego imienia. Nienawidzę kiedy ktoś mnie tak nazywa.- Jak to dobrze, że raczyła się pani zjawić. A czemu zawdzięczamy to spóźnienie?
-No, bo wie pan… Bo… Bo były takie straszne korki w metrze i …- o kurde, co ja palnęłam? Po pierwsze ja jeżdżę samochodem, po drugie korki w metrze?
-W takim razie koza! A teraz siadaj!
                Wiem już, że fizyk nie będzie moim ulubionym nauczycielem; kto normalny wysyła ucznia do kozy po pierwszym spóźnieniu? Dosiadłam się do dziewczyny o brązowych, długich, kręconych włosach i czekoladowych oczach. Wydawała się być miła.
-Hej jestem Kim!- powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko.
-A ja Shelley!- odpowiedziała. Przez lekcję zdążyłyśmy się zaprzyjaźnić. Spędziłyśmy ze sobą wszystkie przerwy oprócz obiadowej. Zgodziłam się wtedy pomóc w bibliotece. Kiedy zadzwonił ostatni dzwonek ruszyłam w stronę Sali 13. Jeszcze tylko koza i do domu. Potem na trening do dojo i z powrotem do domu.
                Weszłam do środka i zobaczyłam… Brodiego. Siedział i żartował z jakimiś chłopakami. Usiadłam w jednej z dwóch wolnych ławek.  Po chwili usłyszałam, że ktoś odsuwa krzesło obok mnie i siada. Obejrzałam się i zobaczyłam Brodiego.
-Hej Kim!- przywitał się i uśmiechnął. Jak on słodko się uśmiecha!
-Hej.  – odpowiedziałam.- Jeszcze raz dzięki, że wczoraj mi pomogłeś. Niestety nie przypadłeś do gustu Maxowi, ale tym się nie przejmuj. Od wczoraj uwielbia tylko i wyłącznie Jacka.
                Czy mi się wydaje, czy skrzywił się lekko, gdy usłyszał słowo „Jack” ? Myślałam, że są kumplami. Może się myliłam. Po chwili do klasy wszedł nauczyciel i kazał nam siedzieć cicho. By nie złamać zakazu pisaliśmy z Brodym na kartce . Poczułam się trochę jak w podstawówce, gdy nie chce się, by ktoś „trzeci” wiedział o czym chcesz gadać. Było całkiem fajnie. Po około dziesięciu minutach do sali wszedł Jack. Na jego widok  moje serce mocniej zabiło. Jakie on ma piękne oczy, i jak słodko się uśmiecha…  O, nie! Czy ja się w nim zakochuję?
-Spóźniasz się nie dość, że na lekcje to jeszcze do kozy. Czemu zawdzięczamy twoje spóźnienie?- odezwał się nauczyciel, ale chłopak zbył  go, wziął krzesło i przysiadł się do nas. Kątem oka zauważyłam, że Brody zacisnął ręce w pięści.
-Hej Kim!- powiedział. Brodiego zdawał się nie zauważać. Czyli jednak nie są kumplami.
-Hej.- odpowiedziałam- Wiesz, że Brody będzie chodził do nas do dojo?
- To raczej nie najlepszy pomysł.-warknął  Jack. Po raz pierwszy spojrzał na Brodiego; szkoda tylko, że z takim wzrokiem, że gdyby miał w oczach lasery- Brody byłby już upieczony.
-Dlaczego nie? Brody ma czarny pas trzeciego stopnia. Zawsze może nam pomóc.- uśmiechnęłam się szeroko.
-No właśnie, czemu nie, Jack?!- zawtórował mi Brody. Spojrzałam na niego; uśmiechał się drwiąco ze wzrokiem wbitym w Jacka. A może to nie był najlepszy pomysł, by poruszać ten temat?
                 Jack tylko prychnął i zwrócił się do mnie już całkiem innym tonem:
-Kim, mógłbym dzisiaj do ciebie wpaść?
                Mi się wydaje, czy spojrzał przy tym wyzywająco na Brodiego? A poza tym niby czemu miałby do mnie przyjść?
-Max prosił, żebym pokazał mu kilka sztuczek.- wyjaśnił. Cóż, czemu miałabym się nie zgodzić? Max go uwielbia; na pewno się ucieszy, jeżeli Jack przyjdzie. Ja zresztą też nie mam nic przeciwko. Postanowiłam powiedzieć rodzicom; ostatnim razem, gdy nie powiedziałam im, że zapraszam kolegę zaczęli podejrzewać mnie o… albo nieważne. Aby nie narazić się na kolejną pogadankę z mamą, to do taty wysłałam sms-a:
„Tato, Jack dzisiaj do nas przyjdzie. Nie martw się; chce tylko pokazać Maxowi kilka sztuczek. Buziaczki, Kim ;*”
Odpowiedzi taty się spodziewałam; przynajmniej on nie ma problemu z tym, że zapraszam kolegów do domu.
 „Nie ma problemu. Całuski, Tato”
-Zgoda.- powiedziałam do Jacka. Spojrzałam na zegarek 13:20; jeszcze dziesięć minut i koniec kozy. Resztę czasu starałam się podzielić między Jacka, a Brodiego, którzy nie tylko nie byli kumplami, ale wrogami.
                Po kozie pojechaliśmy z Jackiem do mnie do domu. Była 13:50; do przyjścia Maxa mieliśmy jeszcze półtorej godziny. Niezbyt wiedziałam co mamy robić.
-Mogę skorzystać z toalety?- przerwał ciszę Jack.
-Jasne.- powiedziałam. Kiedy Jack poszedł się załatwić ja odgrzałam i podałam obiad. Zjedliśmy i poszliśmy na górę do mojego pokoju.
-Wow, fajny pokój.- powiedział na widok „mojego pomieszczenia”, jak zwykła mawiać to moja mama. No cóż nie mogę zaprzeczyć; ja też go lubię. Jest jakby „piętrowy”: na dole mam pomieszczenie z biurkiem, sofą, stolikiem, telewizorem, regałami i schodami prowadzącymi na drugą część mojego pokoju znajdującą się na poddaszu, gdzie mam łóżko, szafę z ubraniami, sofę, stolik i wyjście na balkon. Zapomniałam wspomnieć, że w dolnym pomieszczeniu mam jeszcze wyjście do łazienki. Po prostu fullwypas.
                Usiedliśmy przy biurku i odrobiliśmy lekcje. Potem włączyliśmy telewizję. Właściwie nie oglądałam; przede wszystkim przyglądałam się Jackowi i zastanawiałam co do niego czuję. Czy to zauroczenie? Nie, jeszcze nigdy nie zakochałam się w nikim po jednym dniu znajomości. Ale nigdy nie spotkałam też kogoś takiego jak Jack; super przystojnego, zabawnego, uroczego… uwodzicielskiego.
-A o co wam tak właściwie poszło?- spytałam. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. No tak; skrót myślowy.- No tobie i Brodiemu…
-Był kiedyś „Czarnym smokiem”, potem od nich odszedł. Nikt nie wie dlaczego.- wyjaśnił Jack. I co tylko tyle? Tylko dlatego traktują się jak wrogów; bo Brody był kiedyś „Czarnym smokiem”. Domyśliłam się, że chodziło o coś więcej.
- A tobie co zrobił?- dopytałam się.
-Nic.- warknął. Musiało to być coś poważnego skoro, aż tak go to wkurza.
-Marnie kłamiesz.- powiedziałam.- Dzisiaj wyglądaliście jak psy, które zamierzają walczyć o ostatni kawał mięsa, a nie jak zwykli dawni przeciwnicy. Zupełnie jakby ci…
                Przerwał mi pocałunkiem. Pomimo, że wiedziałam, że chciał zamknąć mi tym usta, przeszedł mnie przyjemny dreszcz; oddałam pocałunek. No i pięknie… zakochałam się. 
                Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy sobie w oczy. Lśniły mu od gniewu i … zakochania? Musiałam rumienić się jak szalona. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi; to pewnie Max. Wstałam z sofy i ruszyłam do drzwi. Otworzyłam je i do mieszkania wszedł Max. Podałam mu obiad i w tym samym czasie zaprowadził Jacka do mojej własnej, profesjonalnej sali treningowej; no co? Trenuję karate od szóstego roku życia; muszę mieć gdzie ćwiczyć. Po pewnym czasie zaprowadziłam tam Maxa. Dosłownie skakał z radości na widok Jacka.
                Ćwiczyli godzinkę. Ja w tym czasie wzięłam prysznic i  przebrałam się w to
( http://www.polyvore.com/cgi/set?id=59328146&.locale=pl ). Spakowałam do torby strój sportowy
( http://www.polyvore.com/cgi/set?id=59074529&.locale=pl ). Udało mi się nawet pooglądać trochę MTV.
O 15:00 zawołałam Jacka; tym razem Max zostaje w domu. Jack ogarnął się i wyszliśmy. Przez całą drogę nie odzywaliśmy się, ale szliśmy objęci ramieniem. W dojo czekali już na nas wszyscy; Rudy, Jerry, Eddie, Milton, Brody i… Shelley?! Nie miałam nawet czasu zapytać się co ona tu robi; od razu poleciałam się przebrać. Kiedy przyszłam wszyscy już byli. Chwilę po mnie przyszedł Jack i ku mojemu zdziwieniu… przytulił Shelley! I jeszcze dał jej buziaka w policzek; no tak, czego ja głupia się spodziewałam; Jack to casanowa! On nie chodzi z dziewczynami, on nie zakochuje się; on tylko się nami bawi.
-Dobra słuchajcie! Mam dwie wiadomości…- odezwał się Rudy- Po pierwsze; mamy dwóch nowych uczniów- Brodiego i kuzynkę Jacka, Shelley!
                Ach to jego kuzynka! Pomimo, że szczęście znów wstąpiło w moje serce, zamierzam nie dawać się Jackowi; za bardzo może mnie zranić.
-A po drugie…- kontynuował Rudy- Za sześć dni, w poniedziałek bierzemy udział w turnieju wszystkich dojo Bobbiego Wassabiego. Spokojnie, nigdzie nie musimy wyjeżdżać; turniej odbędzie się w naszym dojo. A zwycięskie dojo zagra w najnowszym filmie Bobbiego!
                Zaczęliśmy skakać z radości; mamy dużą szansę na wygraną- cztery osoby z czarnym pasem ( Shelley podobnie jak ja ma czarny pas drugiego stopnia ), a z naszym sensejem pięć!
                Po przekazaniu wiadomości Rudy kazał nam zaczynać trening ( musimy ostro ćwiczyć ). Znów dobraliśmy się w pary; Rudy i Jerry, Milton i Eddie, Ja i Shelley, Brody i Jack. Pierwsze walki były dość nudne: wygrali Rudy i Eddie. Ja i Shelley walczyłyśmy pięć minut; ja wygrałam. Jednak prawdziwy pojedynek rozwinął się między Jackiem i Brodym. Atakowali się na zmianę wnosząc w każdy cios złość na tego drugiego. W końcu po piętnastu minutach Jack wygrał. Brody wypowiedział rewanż. Zaczęli więc od nowa; no tak, nasz trening chyba na dzisiaj się skończył.
-Hej, pamiętasz Kelly?- zapytał po chwili Brody z chytrym uśmiechem. Jack zamarł w połowie ataku; Brody wykorzystał to i powalił go na matę.
-Jest tak samo jak wtedy-  ja wygrałem.- dodał Brody po czym podszedł do mnie.
-Kim, masz ochotę na sparing?- zapytał. Czemu nie? Może nawet uda mi się wygrać…
                Weszliśmy na matę i pokłoniliśmy się. Walka zakończyła się po siedmiu minutach; Brody wygrał. Potem walczyłam z Jackiem ( przegrałam ) i Rudym ( wygrałam ). Trening skończyliśmy o 17:30 i poszliśmy na falafela. Usiadłam naprzeciwko Jacka ; za wszelką cenę starałam się unikać jego spojrzenia; przez ten pocałunek mógł pomyśleć, że coś do niego czuję… No może i tak było, ale nie zamierzam się do niego przywiązywać; wspominałam już, że może mnie za bardzo zranić…
                Wyszliśmy z restauracji; Milton, Eddie i Jerry poszli w jedną stronę; Jack, Brody, Shelley i ja w drugą. Okazało się, ze wszyscy mieszkamy oddaleni od siebie o kilka domów.
                Weszłam do domu, wzięłam kąpiel i zjadłam kolację. Max był już u kolegi ( miał dzisiaj u niego nocować ), a rodzice byli jeszcze w pracy. Czułam się trochę samotna. Weszłam do swojego pokoju i włączyłam telewizor. Po chwili poczułam, że ktoś kładzie mi rękę na ramieniu…

Koniec rozdziału III. Nie wiem kiedy dodam kolejny… może dopiero we wtorek. Kilka rzeczy może być jeszcze nie jasnych, ale  obiecuję, że w następnych rozdziałach otrzymacie wyjaśnienie.
Pozdrawiam
STACIA ;*

6 komentarzy:

  1. Dzisiaj odkryłam twojego bloga i musze powiedzieć jestem pod wrażeniem ;) <3 masz talen ;* czekam na next. ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dzikuję. Jesli także piszesz bloga podaj mi linka chętnie wejdę i poczytam.

      Usuń
  2. świetny blog:)
    opowiadanie czyta się bardzo dobrze i tak jak Kattie uważam że masz talent:)
    Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. Przeczytałam twoje opowiadanie i bardzo mi się spodobało.

      Usuń
  3. super rozdzialiki kocham cię zapraszam do mnie;
    http://kick-czyli-kim-i-jack.blogspot.com/2012/09/22-rozdzia.html

    OdpowiedzUsuń