Tłumacz

czwartek, 27 września 2012

Rozdział VIII

                Obudziłam się. Czy ktoś mi wyjaśni czemu od odejścia taty mam takie dziwne sny? Po raz pierwszy wspomnienie taty nie sprawiło mi bólu; w gruncie rzeczy już od dwóch lat nastawiałam się, że tato wywinie taki numer. Ale nie sądziłam, że zrobi to naprawdę. Wstałam, ogarnęłam się i ubrałam w to (http://www.polyvore.com/cgi/set?id=59701588&.locale=pl). Zeszłam na dół do kuchni mama przyczepiła karteczkę do drzwi lodówki. Czy ona przypadkiem mnie nie unika? I Maxa też nie ma w domu. Nie widziałam go już dwa dni, a mieszkamy pod tym samym dachem…
Jesteśmy z Maxem nad jeziorem. Wracamy za siedem dni. Wybacz, że cię nie zabrałam, ale wiem, że masz zawody. Pieniążki na ten tydzień leżą w salonie.
Kocham cię
Mama

                Cóż fajnie; teraz mogę zapraszać znajomych. Na przykład po treningach. Trening! Na śmierć zapomniałam; dzisiaj o 12:00 mieliśmy być w dojo.
                A co z Jackiem? Powinnam siedzieć w domu i czekać na telefon, bo nie dam rady odebrać go podczas treningu. A która właściwie jest godzina?
                Patrzę na zegarek; 11:30. Biorę kluczyki od samochodu i wychodzę. Parkuję pod dojo i wtym samym momencie dzwoni mój telefon. Wyciągam go z kieszeni i odbieram.
Shelley: Hejka Kim!
Kim: Hej. Co z Jackiem?
Shelley: Tak, tak mnie też miło cię słyszeć…
Kim (prawie krzycząc): Co z Jackiem?!
Shelley: No już, już. Jack ma mocno obitą kostkę. Siedzi w domu. Nie weźmie udziału w zawodach… A właśnie idziesz na trening?
Kim: Tak…
                Rozłączyło nas. Próbowałam jeszcze do niej zadzwonić, ale mi się nie udało; cały czas automat informował mnie, że abonament jest poza zasięgiem. Weszłam do dojo i zobaczyłam, że wszyscy stoją wokół jednej z ławeczek. Usłyszałam głos Jacka, a po chwili również go ujrzałam. Podbiegłam i przytuliłam go. Odwzajemnił uścisk. Kiedy się od niego oderwałam spojrzałam na Shelley z miną „Foch.”.
-Siedzi w domu?- spytałam.  Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się uroczo; to jest u nich chyba rodzinne…
                Spojrzałam z  powrotem na Jacka. Uśmiechnęłam się i znowu go przytuliłam. Tak się cieszyłam, że go widzę.
-Jak się czujesz?- spytałam cały czas go przytulając. Najchętniej nie puściłabym go; sama nie wiem skąd we mnie ta radość, że nic poważniejszego mu się nie stało; co jeśli się zakochałam?
-Teraz o wiele lepiej.- odpowiedział i mocniej mnie przytulił. Momentalnie spłonęłam rumieńcem; przecież wszyscy nam się przyglądali! Speszona wyswobodziłam się z uścisku i stanęłam koło reszty.
-Nie martw się; przecież każdy wie, że ci się podobam.- powiedział. Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Nawet ja; rozumiałam teraz, że Jack po prostu się tak droczy… chyba.
-Żarty żartami, ale teraz musimy sobie poradzić bez Jacka.- zaczął Rudy- Dzisiaj rozgrzewkę poprowadzą Kim i Brody.
                Ciężko trenowaliśmy przez ponad godzinę. Potem przebraliśmy się i wyszliśmy z dojo. Jack mocno kulał; zapewne bardzo go to bolało, ale nie pokazywał tego po sobie.
                Zawiozłam jego i Shelley do domów; okazało się, że Shelley mieszka kilka ulic dalej niż Jack. Potem wróciłam do swojego. Zjadłam obiad.
                Wyszłam z domu; i tak nie miało sensu siedzieć w nim samej. Poszłam prosto do domu Andersona. Zapukałam; znowu otworzyła mi mama Jacka; co za zbieg okoliczności. Ale przecież mówił, że jego rodzice są po rozwodzie… Zapomniałam.
-Dzień dobry. Przyszłam odwiedzić Jacka.- przywitałam się.
                Po raz pierwszy przyjrzałam się kobiecie. Miała w okolicy trzydziestu lat, brązowe włosy i oczy takie same jak syn. Była naprawdę ładna.
-Witaj Kim. Już chyba wiesz gdzie jest pokój Jacka.- powiedziała i uśmiechnęła się szeroko.
                Ruszyłam na górę. Stanęłam przed drzwiami do pokoju Jacka i po chwili namysłu weszłam bez pukania; co to byłaby za niespodzianka, gdybym powiedziała mu, że to ja? Jack siedział na kanapie, dokładnie tak jak tamtego wieczoru tylko tym razem zamiast książki w rękach miał pilota; latał po kanałach telewizyjnych.
-Niespodzianka!- wykrzyknęłam; momentalnie wstał opierając się na zdrowej nodze. Podeszłam do niego i mocno ścisnęłam. Odwzajemnił  uścisk jeszcze mocniej. Po chwili chciałam zakończyć przytulanie i oglądnąć film, ale mnie nie puszczał. Jest naprawdę silny!
-Jack puszczaj! Chcesz mnie udusić?- spytałam. Puścił mnie i usiadł. Zaczerwieniłam się bez powodu. No i pięknie; zakochałam się. I to znowu w Jacku! Robię się nienormalna…
-Jeśli nie przyszłaś się przytulać to żegnam…- powiedział robiąc minę małego dziecka; wyglądał tak słodko. Roześmiałam się, usiadłam obok niego i szybko przytuliłam. Tak szybko, że nie zdążył nawet odwzajemnić uścisku.
-Dobra; to co oglądamy?- spytałam wykładając filmy na stół. Zamyślił się i po chwili wybrał „Zakochani w Rzymie”. Oglądaliśmy film jedząc popcorn i popijając colę.  W pewnym momencie Jack objął mnie ramieniem. Ani trochę mi to nie przeszkadzało; wtuliłam się w niego.
                Oglądnęliśmy trzy filmy. Potem spojrzałam na zegarek była 21:00! Ale ten czas szybko leci. Właściwie mogłabym jeszcze chwilę zostać, ale jeśli Jack ma szybko się wykurować musi dużo odpoczywać. Wstałam i spojrzałam na Jacka.
-Ja już będę leciała.- powiedziałam. Wstał i odprowadził mnie do drzwi.
-Do widzenia!- pożegnałam się z jego mamą. Odmachała mi, spojrzała na nas i wyszła do innego pomieszczenia.
-Jest już późno. Nie chcesz, żebym cię odprowadził?- zapytał w pewnym momencie Jack. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.
-W tym stanie będzie lepiej jeśli zostaniesz w domu.- odpowiedziałam. Uparł się jednak, aby odprowadzić mnie do furtki jego ogrodu. Co za różnica; te dziesięć metrów?
                Kiedy stanęliśmy przed bramką przytulił mnie; tak samo jak wtedy w dojo; czule. Tym razem odwzajemniłam uścisk.
-Jutro też przyjdę.- powiedziałam uwalniając się z jego objęć. Odwróciłam się z zamiarem przejścia przez furtkę, gdy nagle złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Objął mnie w pasie i spojrzał w oczy. Nie opierałam się; niby czemu? W głębi serca właśnie o tym marzyłam. Objęłam go za szyję i przyciągnęłam do siebie. Poczułam jak nasze wargi się stykają. Z każdą chwilą Jack całował mnie namiętniej; mocno wbijając swoje usta w moje. Po moim ciele rozeszło się przyjemne ciepło; ten pocałunek bardzo różnił się od tego w moim domu. Tamten był… pozbawiony emocji- ten jest pełen namiętności.
                W końcu oderwałam się od niego; musiałam zaczerpnąć powietrza.
-Tym razem mi się tak łatwo nie wymigasz; to ty pocałowałaś mnie…- powiedział. Uśmiechnęłam się. Pocałowaliśmy się jeszcze przelotnie i poszłam do domu. Zaraz po wejściu umyłam się i położyłam spać. „Tak, tym razem to ja pocałowałam ciebie” pomyślałam i zasnęłam.


No i kolejny rozdzialik! Bardzo proszę o zostawianie komów, bo to bardzo mobilizuje do pisania…
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał… A w szczególności jego zakończenie  ♥ ♥ ♥ !
Jeśli też piszecie jakiś blog to dajcie linka, chętnie przeczytam i skomentuję…
To chyba tyle…
Pozdrawiam
STACIA ;*

4 komentarze:

  1. Super roz! Dzięki, ze dodałaś......Wreszcie, u kogoś zakończenie nie jest diametralne....(lol) Mam nadzieje, że dodasz jeszcze przed wyjazdem, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dodam jeszcze jeden, albo dwa. Maksymalnie trzy.

      Usuń
  2. Świetny blog - opowiadania są naprawdę ciekawe! ;D
    Zapraszam do mnie: http://victoria-sleepwalker.blogspot.com/ . :)

    OdpowiedzUsuń