Rozdział IV
Odwróciłam się zadając cios. Uderzyłam jednak w pustkę. Kto byłby w stanie uciec przed moim atakiem? I jeszcze się go nie spodziewając! Obejrzałam się i ujrzałam… Jacka.
-Co ty tu robisz?- spytałam gotując się ze złości. Nie dość, że włamał mi się do domu i przestraszył mnie, to teraz stoi przede mną i uśmiecha się w ten swój uroczo- uwodzicielski sposób.
-Przyszedłem cię odwiedzić; to nie moja wina, że nie zamknęłaś drzwi.- podszedł do mnie bliżej z zamiarem objęcia mnie. Momentalnie się odsunęłam. O nie! Nie ma mowy; muszę się od niego odizolować. Koniec z Jackiem Andersonem! Spojrzał na mnie dziwnie.
-O co ci znowu chodzi? Jeszcze przed trzema godzinami mnie całujesz, a teraz nie mogę cię nawet przytulić?- spytał.
-Po pierwsze; to ty mnie pocałowałeś. Po drugie; nie zamierzam z tobą chodzić tylko po to, byś rzucił mnie za tydzień. I po trzecie; nawet jeżeli drzwi były otwarte, to nie powinieneś był sobie ot tak tu wchodzić.- starałam się przyjąć w miarę obojętny ton i za żadne skarby nie patrzeć w jego oczy. Obawiam się, że wtedy mogłabym nie wytrzymać, podejść do niego i go pocałować.
Usiadł na kanapie z dziwną miną; chyba nie przywykł, że jakaś dziewczyna mu odmawia. No i dobrze; niech się chłopak uczy, że nie zawsze dostajemy to czego chcemy. O boże! Zabrzmiałam jak własna matka!
-To może ja już pójdę…- powiedział i wstał. Nie protestowałam, rzeczywiście będzie lepiej, jeśli już sobie pójdzie. Ledwie zniknął za drzwiami, rozdzwonił się mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz; dzwoniła Shelley.
Kim: Halo?
Shelley: Hej, tu Shelley. Jack jest u ciebie?
Kim: Przed chwilą wyszedł.
Shelley: A powiedział ci to co chciał? To o Brodym… Albo nieważne. Do jutra!
Rozłączyła się. Co Jack miał mi powiedzieć? I to o Brodym? Zaczynam strasznie tęsknić za moim dawnym i spokojnym życiem w Miami; wtedy wszystko było jasne, proste i kolorowe- tu jest całkiem inaczej.
Weszłam na facebooka. Jedynymi aktywnymi osobami byli Jack i Jerry- z żadnym z nich nie miałam ochoty rozmawiać. Wyłączyłam laptopa i wzięłam się za robienie kolacji. Kiedy nakładałam jedzenie do stołu, wróciła mama. Była lekko przygnębiona. Nie pytałam się o co chodzi; i tak by mi nie powiedziała. Usiadłyśmy do stołu i zaczęłyśmy jeść. Po skończeniu posiłku siedziałyśmy trochę w ciszy.
-Jak tam w szkole? Podoba ci się? Masz już jakiś znajomych?- spytała po chwili. No tak swoje troski odkłada na bok; rola dobrej matki przede wszystkim.
-Tak, mam kilku znajomych; chodzę z nimi na karate. A co do szkoły; może być.- wyjaśniłam i zabrałam się za mycie naczyń. Lepiej nie ciągnąć tematu, bo na jaw wyjdą sprawy, które wole zachować dla siebie. Potem oglądałyśmy z mamą „Kryminalne zagadki Nowego Jorku”; jak zwykle łatwo było domyślić się co się wydarzy, ale uwielbiam spędzać z mamą czas; nawet kiedy każda z nas siedzi w ciszy.
O 21:00 wrócił tato. Rodzice nawet się nie przywitali; tak naprawdę, gdyby nie Max wzięliby rozwód. Dla jego dobra postanowili zostać ze sobą. Jak wtedy określiła to mama? „Nie chcemy zepsuć Maxowi wizji rodziny. Jest tak przywiązany do tego stanu rzeczy, że mógłby się załamać, gdyby zabrakło taty, a potem….” . A potem sam nie założyłby rodziny.
Po oglądnięciu trzech odcinków poszłam do siebie. Wzięłam kąpiel i ubrałam w ulubioną piżamę. Byłam tak zmęczona, że prawie od razu zasnęłam.
Obudziłam się strasznie wcześnie. 6:10; no i mamy nowy rekord! Zaczynam się o siebie martwić; w ciągu trzech dni dwukrotnie pobijam swój rekord- to do mnie niepodobne… Próbowałam jeszcze zasnąć, ale mi się nie udało. Wstałam więc i ogarnęłam się ( toaleta poranna ). Ubrałam się w to ( http://www.polyvore.com/cgi/set?id=59488755&.locale=pl ). Zeszłam do kuchni, zjadłam coś na szybko i wyszłam z domu. Na pewno zdążę wrócić zanim wstanie reszta. Po chwili pukałam już do drzwi od domu Grace. Otworzyła mi jej mama; jak zwykle zbierała się już do pracy. Wpuściła mnie do środka.
-Grace jest na górze.- rzuciła wychodząc. Weszłam na górę do pokoju Grace; jak zwykle panował tu nieskazitelny porządek. Była już ubrana i właśnie pakowała książki.
-Hej Kim! Coś się stało?- spytała.
No właśnie Kim? Jak jej to powiedzieć? W jak najprostszy sposób, ale tak by nie wyszło, że bardzo mi na tej informacji zależy…
-Jesteś w drugiej klasie, tak?- przytaknęła- I chodzisz do klasy z Jackiem i Brodym?- znów przytaknęła- A czy wyjaśnisz mi czemu się tak nie lubią?
-Yhhh… Wiesz… Nie wiem tak dokładnie. Wydaje mi się, że Shelley wie. To kuzynka Jacka.- odpowiedziała.- Wydaje mi się, że poszło im o jakąś dziewczynę. To było rok temu. Nic więcej nie wiem…
-Aha, dzięki. Ja już muszę lecieć!- rzuciłam. Przytuliłyśmy się i cmoknęłyśmy w policzki. Biegiem ruszyłam do domu.
Kiedy weszłam mama była już w kuchni. No to mam przekichane!
-Gdzie byłaś, Kim?- spytała.
-U Grace. Pożyczałam jej sukienkę. Musiałam tak wcześnie, bo idzie dzisiaj na 7:30 na trening cheerlederek.- odpowiedziałam bez zająknięcia; jak dobrze, że potrafię kłamać. Nie lubię tego robić, ale co miałam jej powiedzieć; „Byłam u Grace (kilka minut po szóstej ), by wypytać ją o Jacka i Brodiego. Kierowała mną czysta ciekawość.”? To, by raczej nie przeszło…
Jak zwykle zjedliśmy śniadanie i każdy z nas poszedł tam gdzie miał pójść; mama i tato do pracy, Max i ja do szkoły. Odpuściłam sobie dzisiaj podróż samochodem; musiałam się przewietrzyć. Do szkoły doszłam o 7:45. Wzięłam książki i ruszyłam pod salę.
-Kim!- usłyszałam, że ktoś mnie woła.
-O hej, Shelley!- przywitałam się. Podbiegła do mnie i przytuliła mnie. Odwzajemniłam uścisk. Dalej szłyśmy razem. Shelley trajkotała coś o turnieju i filmie; podobno ma zagrać tam jakiś wielki gwiazdor. A to pech; nie przepadam za nimi od kiedy do naszej szkoły w Miami przyjechał Ricky Weaver . Przed tym spotkaniem dosłownie go ubóstwiałam, ale Ricky to zwykły oblech; chciał się tylko do mnie dobrać. Na szczęście uświadomiłam to sobie na czas i (dosłownie) rzuciłam go.
Kilka razy próbowałam wypytać Shelley o Jacka i Brodiego, ale nie udało mi się zmienić tematu. Ona totalnie nakręciła się na ten turniej! Nie przerwała nawet podczas lekcji! Tak, więc wszystkie lekcje i przerwy zleciały mi na słuchaniu Shelley. Po lekcjach spotkałyśmy się z chłopakami; Jack i Jerry dosłownie pożerali moje nogi wzrokiem. Może powinnam założyć dłuższe spodnie? Nie, niech się gapią; jakoś to przeżyję. Po raz pierwszy w tym tygodniu wracałam do domu z przyjaciółmi. Było całkiem zabawnie; Jack cały czas się wygłupiał i gadał o laskach, które zamierza zdobyć. Poczułam się lekko zazdrosna, ale przynajmniej miałam go z głowy.
-Czy Jerry nie ma przypadkiem jutro urodzin?- spytała w pewnym momencie Shelley. To pytanie było raczej skierowane do Jacka; bo niby skąd ja miałabym to wiedzieć?
-Nie wiem.- odpowiedział Jack.
-I tego nie mogę zrozumieć.- zaczęła Shelley- Pamiętasz imiona tych wszystkich dziewczyn; pamiętasz jaki mają kolor włosów; a nawet to, że Mia przerzuciła kucyka z prawej na lewą stronę, a nie jesteś w stanie zapamiętać daty urodzin swojego przyjaciela?!
-Po pierwsze; to nie Mia, tylko Rachel, po drugie; nie kucyka, tylko francuskiego warkocza, po trzecie; nie z prawej na lewą, tylko z lewej na prawą, i w końcu; gdyby Jerry miał takie nogi jak Rachel to też pamiętałbym datę jego urodzin!- odpowiedział z szerokim uśmiechem. Na szczęście doszliśmy już pod mój dom; jeszcze nie do końca załapałam ten humor Andersonów. Kiedy Jack opowiadał o swoich ofiarach, Shelley tylko się uśmiechała; moim zdaniem to przykre; te dziewczyny naprawdę go lubiły, a może nawet wciąż lubią…
-To do zobaczenia na treningu!- rzuciłam i ruszyłam w stronę domu. Weszłam i zamknęłam drzwi, od wczorajszego wieczoru chyba będę miała obsesję na punkcie zamykania drzwi.
Czułam się wyjątkowo źle; denerwowała mnie Shelley, denerwował mnie Jack i zazdrość, którą czułam, gdy opowiadał o innych dziewczynach; jednego dnia mnie całuje, a następnego mówi mi, ze planuje chodzić z inną; jak można być tak wyrachowanym?!
Wzięłam prysznic przebrałam się w to ( http://www.polyvore.com/cgi/set?id=59562563&.locale=pl ). Nie miałam ochoty jakoś specjalnie się stroić. Spakowałam torbę na trening. Najchętniej dzisiaj bym go sobie odpuściła, ale musimy przygotować się na turniej.
Rozdział IV znowu o niczym. Ale to wstęp do kolejnego rozdziału. Musicie mi wybaczyć, czasami tak będzie. Bardzo dziękuję osobom, które czytają bloga i jeszcze bardziej tym które zostawiły komentarz. Kiss <3
Pozdrawiam
STACIA ;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz