Tłumacz

czwartek, 20 września 2012

Rozdział II

Rozdział II
Do dojo dotarliśmy w około 10 minut. Znajdowało się w galerii handlowej. Już wiem, gdzie będę chodzić na zakupy… Całą drogę poświęciliśmy na bliższe poznanie się; Milton to kujon, Eddie ma nadopiekuńczą matkę, Jerry pochodzi z Hiszpanii i uwielbia podrywać dziewczyny i podobnie jak Jack ma co tydzień inną. Co do Jacka jego dziadek był sensejem Bobbiego Wassabiego i nauczył wnuka wszystkiego co sam umiał.
                Zaraz po wejściu ruszyłam do damskiej przebieralni. Przebrałam się i wyszłam do pomieszczenia z matą i manekinami do ćwiczeń. Czekali tam już na mnie wszyscy. Najpierw Jack pokazał pare sztuczek (jest naprawdę świetny), a potem przeprowadzili mi  mały test inicjacji. Zdałam na szóstkę i otrzymałam czarny pas drugiego stopnia.
                O 16:10 do dojo wszedł  jakiś niski brunet.
-Hej, chłopaki!- przywitał się, a gdy odchrząknęłam  spojrzał na mnie i dodał- I panie… Kim jesteś?
-Hej, nazywam się Kim.- odpowiedziałam.- A ty pewnie jesteś Rudy?
-Tak, to nasz sensej, Rudy.- wyjaśnił Milton. Ten to chyba naprawdę lubi coś komuś tłumaczyć…
Pogadaliśmy trochę po czym Rudy kazał nam dobrać się w pary i odbyć sparing. Rudy i Jerry; Eddie i Milton;  Jack i ja. Najpierw walczyli chłopaki potem przyszła nasza kolej. Stanęliśmy z Jackiem naprzeciwko siebie i pokłoniliśmy się. Wykonaliśmy kilka ataków, gdy nagle Jack uśmiechnął się w ten swój uroczy sposób i spojrzał na mnie. Poczułam się trochę dziwnie; jakby przeszywał mnie wzrokiem.
-Wiesz co?- zaczął nie spuszczając ze mnie wzroku- Podobam ci się!
                To mnie zatkało; no cóż rzeczywiście był przystojny, uroczy i zabawny; no i ten jego uśmiech nie wspominając już o oczach. Niestety tak to właśnie ma działać; on wykorzystuje swój urok osobisty  do zdobywania kolejnych ofiar.  Ja nią nie będę.
- Ty? Mi?- wykrztusiłam po chwili- Pfff… Nie podobasz mi się! Ani trochę!
-Yhmy…- odpowiedział i zaatakował. Powalił mnie na matę; no tak chwilowa utrata koncentracji. Wyciągnął rękę. Chwyciłam ją i wstałam. Max zaczął bić brawo z wielkim bananem na twarzy; uwielbia Jacka.  
Zrobiłam minę foch forever; jak on śmiał  wykorzystać taką chwilę? Inaczej bym wygrała… I jeszcze twierdzi, że mi się podoba. Nagle poczułam, że ktoś mnie obejmuje w talii. Obejrzałam się; to był Jack.
-Zabieraj tą rękę, bo ją stracisz!- warknęłam; momentalnie mnie puścił.
-No już się tak nie gniewaj. Przecież każdy wie, że ci się podobam, to żadna tajemnica.
A ten znowu swoje! Spojrzałam na niego z miną „Daruj sobie!”, ale popełniłam jeden ogromny błąd; spojrzałam mu prosto w te jego czekoladowe oczy i zatraciłam się w nich. Nie mogłam oderwać od nich wzroku. Opamiętałam się dopiero, gdy Max klepnął mnie w ramię.
-Czego chcesz?- warknęłam. Kocham mojego braciszka, ale chwilowo miałam na niego focha; trzymał stronę Jacka!
-Jeść. Nie dałaś mi obiadu i….
-No to chodźmy do Phila.- zaproponował Jerry.
Przebraliśmy się i poszliśmy do restauracji Phila Falafela. Usiedliśmy  przy stoliku; ja, Max i Milton z jednej strony, a Jack, Eddie i Jerry z drugiej. Każdy z nas zamówił po średnim falafelu i zaczął jeść. Po chwili do restauracji weszło kilku chłopaków w czerwono-czarnych strojach do karate.
-Czarne smoki.- warknął Jack. Ach, tak. Opowiadali mi, że to konkurujące dojo. Podobno „Czarne smoki” nie zawsze grają fair.
-Hej, jak tam przygotowania do konkursu? Znów chcecie przegrać?- spytał jeden z nich podchodząc do naszego stolika.
-Darujcie sobie!- rzucił Jack i wstał. Zrobiliśmy to samo. Ruszyliśmy ku drzwiom, gdy nagle inny zapytał zaczepnie:
-Myślicie, że ta mała wam pomoże?
                Czy on mówił o mnie? Mała? Ja mu pokażę. Rzuciłam się na niego i powaliłam na ziemię.  Zamierzałam już pokazać pozostałym „Czarnym smokom” co potrafię, gdy nagle ktoś objął mnie w pasie. Wiedziałam, że ani Eddie, ani Jerry, ani tym bardziej Milton, czy Max nie byli w stanie mnie zatrzymać.
-Jack puszczaj!- krzyknęłam wyrywając się. Nagle uniósł mnie nad ziemię i wyniósł z restauracji.
 -Uspokój się!- powiedział Jack stawiając mnie na chodniku – Musisz zacząć panować nad gniewem!
-Że ja mam panować nad gniewem? Ja wcale nie byłam zła, tylko trochę wyprowadzona z równowagi.- wyjaśniłam i chwyciłam Maxa pod ramię.- To my wracamy do domu.
                Ruszyliśmy ulicami. Niestety zapomniałam, że znam miasta, więc trochę zabłądziłam. Przez około pół godziny starałam się znaleźć jakąś znajomą ulicę, ale nic z tego; zgubiłam się. Planowałam już zadzwonić do mamy ( nie wzięłam numerów fonków od chłopaków ), gdy wpadłam na jakiegoś chłopaka. Wspominałam już, że powinnam patrzeć gdzie chodzę?
-Ojć, przepraszam.- powiedziałam spoglądając na chłopaka. Miał brązowe włosy i piwne oczy. No cóż był przystojny ( miał nawet kaloryfer ) i uroczy.
-O, hej Kim.- powiedział i uśmiechnął się pokazując szereg równych zębów. Czy ja go znam? Twarz ma nawet znajomą… Może widziałam go gdzieś w szkole? Albo to mój sąsiad?
-Przepraszam, ale nie mam pamięci do twarzy. Skąd my się znamy?- zapytałam.
-Nie znamy się jeszcze. Jestem Brody.- wyciągnął rękę; uścisnęłam ją- Chodzę do klasy z Jackiem i Jerrym. Trochę o tobie opowiadali; właściwie to gadali o tobie całą fizykę.
                Jakoś specjalnie się tym nie przejęłam; przecież jeden jest większą Casanovą od drugiego, zapewne sądzą, ze dam im się tak łatwo, ale się przeliczyli. Postanowiłam wykorzystać nową znajomość i poprosiłam Brodiego, by zaprowadził mnie do domu. Całą drogę przegadaliśmy. Okazało się, że Brody też ćwiczy karate; ma czarny pas trzeciego stopnia. Zaproponowałam mu, żeby się do nas zapisał, chętnie przystał na moją propozycję.  Pod mój dom dotarliśmy równo z mamą. Pomimo, że w samochodzie mama ma mocno przyciemniane szyby, czułam, że się nam przypatruje.
-Dzięki. To do jutra!- rzuciłam i ruszyłam w stronę drzwi. Po chwili do domu weszła także mama.
-Kim, skarbie, chyba musimy pogadać.-krzyknęła wchodząc z zakupami do kuchni. Ach no tak. Mama jest uczulona na widok mnie z jakimś chłopakiem. Czeka mnie dłuuuuuga rozmowa.
_________________________________________________________________________________

Rozdział jeszcze krótszy niż poprzednio, ale musicie wybaczyć; jestem chora i nie mam siły. drugi rozdział to kontynuacja wstępu i wprowadzeniu kilku nowych bohaterów. W trzecim rozdziale powinno zacząć się coś dziać.

Pozdrawiam
          STACIA ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz