Tłumacz

czwartek, 10 stycznia 2013

Rozdział XXII


Rozdział XXII

Ten rozdział dedykuję Claudii  Maslow

Jeszcze długo po tym, jak z ekranu znika twarz Jacka, wpatruję się w niego, jednocześnie starając się przetrawić słowa, które usłyszałam. Przez chwilę mam nawet wrażenie, że były wytworem mojej wyobraźni, ale wmawiam sobie, że nie jestem aż tak zdesperowana i mogę żyć bez jego przeprosin, dlatego, najprawdopodobniej, były prawdziwe.

Tylko, że jeśli byłe prawdziwe, to w jakim celu je wypowiedział. Przypominam sobie jego wczorajszą minę; pewną siebie, jego oczy patrzące na mnie z… czymś niemożliwym do opisania, i zastanawiam się, czy jego przeprosiny miały mu przynieść jeszcze większą sławę, że niby taki facet z niego, bo potrafi przyznać się do błędu, czy były prawdziwe.

Stwierdzam też, że w tej chwili czuję takie zapotrzebowanie na cukier, jak nigdy wcześniej. Chyba należę do tego przykładu kobiet, które jedzą, gdy się denerwują. Po otwarciu lodówki, wydaję z siebie westchnienie ulgi, mam trzy kubełki lodów; sorbet cytrynowy, sorbet truskawkowy i sorbet pomarańczowy. Biorę cytrynowe i ponownie siadam na kanapie.

Po zjedzeniu połowy zawartości kubełka rozlega się dźwięk sms. Numer nie jest zapisany, ale bezproblemowo go rozpoznaję; to Shelley. Usunęłam jej numer (zresztą jak reszty mojej dawnej paczki), by po prostu od niej nie odbierać. Ale niestety, o ja głupia, zapomniałam, że tak często z nią pisałam, że znam jej numer, e-mail, fax itp. na pamięć.

Początkowo chcę zignorować sms, w ogóle usunąć go bez przeczytania, ale w końcu i tak go odbieram. „Kim, błagam przeczytaj ten sms do końca. Jeśli po tych słowach nie usunęłaś tej wiadomości, to wyjaśniam ci po co piszę. Nie ma cię dzisiaj w szkole (jak zresztą wiesz J ) a na biologii pani przydzielała nas do pracy w grupach. Ja zostałam bez pary i pani stwierdziła, że będziemy razem. Referat mamy na jutro, jeśli go nie napiszemy dostaniemy po jedynce. Błagam cię odpisz, bo nie mogę dostać tej oceny, rodzice mnie ukatrupią.”

Niestety ja też nie mogę dostać tej jedynki. Mama powiedziała, że nawet jeśli ma się, CHOĆBY, zastanowić o przeprowadzce do Miami, muszę mieć same piątki. A jedynka jest ostro poniżej tej oceny. Po trzech głębokich wdechach odpisuję na sms Shelley. „Spotkajmy się u mnie w domu. Przyjedź zaraz po skończeniu lekcji.”. Krótko i rzeczowo, o to właśnie chodziło. Po chwili przychodzi jeszcze jeden sms. „Ok, jak chcesz.”, ale nie jest od Shelley, jest od Seana.

O piętnastej rozlega się pukanie do drzwi. Zbieram się z kanapy i idę otworzyć. To Shelley. W rękach trzyma torbę.

-Nie zamierzam poruszać wiesz jakiego tematu. Jesteśmy tu razem tylko po to, by zrobić pracę.- mówię wpuszczając ją do środka.

-Jasne.- odpowiada kierując się do salonu. Na stoliku leżą przygotowane przeze mnie wcześniej przysmaki i napoje. Pracę robimy prawie dwie godziny. Ktoś mógłby pomyśleć, że temat „Gady i płazy” nie jest aż tak wyczerpujący, ale jednak… Wykorzystuję swój talent plastyczny do robienia rysunków (muszę przyznać, że wychodzą mi całkiem zgrabne żabki), a Shelley swój… intelekt.

Po skończeniu sprzątamy ze stołu i podłogi, całkowicie zasyfionej przez okruszki z chipsów.

-Kim, wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać, ale… To nie moja wina, że Jack… rzucił cię. Ja nadal chcę być twoją przyjaciółką.- mówi kiedy wkładam naczynia do zmywarki.

-Shelley, ale ja nie chcę. Wiedzieliście, że Jack chce ze mną…

-Tak, wiedzieliśmy. Ale myśleliśmy, że się tylko wygłupia. Tego wieczora, kiedy to zrobił, po raz pierwszy uwierzyłam, że jest w stanie to zrobić.- Shelley przerwała mi głosem, który znam aż za dobrze. Nie kłamała.

-Powiedzmy, że ci wierzę. I co zamierzasz z tym zrobić? Będę się spotykała z tobą u Phila Falafela, a przy okazji udawała, że nie znam bruneta siedzącego dwa stoliki dalej, będącego twoim kuzynem?

-Dokładnie. I chłopakom też wybacz. Oni dowiedzieli się dopiero tamtego wieczora.- dodała Shelley, ale mnie uderzyło jej drugie zdanie.

-Ja ci jeszcze nie wybaczyłam. Muszę się zastanowić. Nie wiem, czy jutro będę w szkole, więc weź pracę.

Przeniosłyśmy się do przedpokoju. Po raz pierwszy od kilku tygodni zastanowiłam się, że może rzeczywiście, nie było do końca tak, jak to wyglądało. W końcu to nie winna przyjaciół Jacka, że taki jest.

-Może do jutra.- pożegnała się Shelley wychodząc.

-Może.

Wróciłam do pokoju na kanapę, gdzie zasnęłam, totalnie zmęczona dwugodzinną pracą nad głupimi gadami. No i płazami.

To nie nasza wina, że z tobą zerwał. Musisz nas wysłuchać. Nie masz prawa nas tak ignorować, nie masz prawa ich ignorować. Posłuchaj nas. To nie nasza wina. Byliśmy przyjaciółmi.

Kiedy się budzę jestem jeszcze bardziej zmęczona niż wcześniej. Głosy moich dawnych przyjaciół towarzyszyły mi cały czas, nieprzerwanie. Stwierdzam też, że zbiera mi się na płacz. A to sprawia, że zaczynam się o siebie martwić. Ostatnio jestem tak rozdygotana emocjonalnie, że czuję się jak jakaś desperatka.

Siadam na kanapie i spoglądam na zegarek; jest 1:00. Wszyscy już pewnie śpią, ale ja nie mam zbytniej ochoty ponownie się kłaść. Wchodzę do kuchni i przygotowuję sobie szklankę coli. W mieszkaniu jest ciemno, nie licząc kuchni i salonu, gdzie zapaliłam światła. Po raz pierwszy od… zawsze, zaczęłam bać się rzeczy czyhających w ciemnościach.

No i teraz notka ode mnie będzie długa.

Na początek chciałam wam powiedzieć, że wszystkie rozdziały mam zapisane u siebie na komputerze na Microsoft Word i… zapisałam już 74 strony A4, 28 377 wyrazy, a łącznie ( ze spacją) użyłam 180 967 znaków !!

No to teraz wyjaśniam czemu mnie tak długo nie było (częściowo odpowiadam też na pytanie Claudii Maslow). A więc, na początku rodzice postanowili, że kupią nowy komp. W końcu go nie kupili, a ja w tym czasie nie pisałam opowiadań, no bo przy nowym kompie i tak, by się to nie zapisało. Potem trochę podpadłam rodzicom, bo byłam zła, że przez nich przez dwa miesiące nic nie napisałam. No i dostałam karę na głównego kompa. Został mi już tylko mój laptop z (wstyd się przyznać) Wordem z 2003 roku. Napisałam tam cztery rozdziały, a kiedy przegrałam je na pendrajwa (nie wiem jak się to pisze) okazało się, że nie mogę tego otworzyć, bo mój laptop ma za starego tego Worda. I morał taki z tego kochani, (nie wcale nie, że lepiej nie podpadać rodzicom) że zawsze trzeba uaktualniać potrzebne nam do życia programy J.

P.S.

Przepraszam, że rozdział taki krótki!

I love you! <3 o:p="o:p">

Pozdrawiam

STACIA :*

3 komentarze:

  1. Super rozdział !! :D A to zabawna historia (chodzi o tw przygodę z kompem i Wordem) xP heheherbata ci stygnie xD Rozdział strasznie mi się podoba :D Nieważne, że krótki ! Ważne, że jest :** No to czekam na nexta :)) Pisz szybko, bo się nie doczekam <33 :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział.! A to mój blog:

    http://lovestoryjackandkim.blogspot.com/

    Miłego czytania...;** KOCHAM WAS ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Iha! :3 Piękny rozdział! <33 I to jeszcze z dedy dla mnie <3 Jesteś kochana! <333 Rozdział wcale nie jest krótki ! :D Jest genialny! :3 Chcę już kolejny ;3 Taaak bardzo chcęęęęęęę :3 <3 LOVAM CIĘ KOBIETOO ;3 <3333

    OdpowiedzUsuń