Rozdział XXII
Ten
rozdział dedykuję
Claudii Maslow
Jeszcze długo
po tym, jak z ekranu znika twarz Jacka, wpatruję się w niego, jednocześnie
starając się przetrawić słowa, które usłyszałam. Przez chwilę mam nawet
wrażenie, że były wytworem mojej wyobraźni, ale wmawiam sobie, że nie jestem aż
tak zdesperowana i mogę żyć bez jego przeprosin, dlatego, najprawdopodobniej,
były prawdziwe.
Tylko, że
jeśli byłe prawdziwe, to w jakim celu je wypowiedział. Przypominam sobie jego
wczorajszą minę; pewną siebie, jego oczy patrzące na mnie z… czymś niemożliwym
do opisania, i zastanawiam się, czy jego przeprosiny miały mu przynieść jeszcze
większą sławę, że niby taki facet z niego, bo potrafi przyznać się do błędu,
czy były prawdziwe.
Stwierdzam
też, że w tej chwili czuję takie zapotrzebowanie na cukier, jak nigdy
wcześniej. Chyba należę do tego przykładu kobiet, które jedzą, gdy się
denerwują. Po otwarciu lodówki, wydaję z siebie westchnienie ulgi, mam trzy
kubełki lodów; sorbet cytrynowy, sorbet truskawkowy i sorbet pomarańczowy.
Biorę cytrynowe i ponownie siadam na kanapie.
Po zjedzeniu
połowy zawartości kubełka rozlega się dźwięk sms. Numer nie jest zapisany, ale
bezproblemowo go rozpoznaję; to Shelley. Usunęłam jej numer (zresztą jak reszty
mojej dawnej paczki), by po prostu od niej nie odbierać. Ale niestety, o ja
głupia, zapomniałam, że tak często z nią pisałam, że znam jej numer, e-mail,
fax itp. na pamięć.
Początkowo
chcę zignorować sms, w ogóle usunąć go bez przeczytania, ale w końcu i tak go
odbieram. „Kim, błagam przeczytaj ten sms do końca. Jeśli po tych słowach nie
usunęłaś tej wiadomości, to wyjaśniam ci po co piszę. Nie ma cię dzisiaj w
szkole (jak zresztą wiesz J ) a na biologii pani przydzielała nas do pracy w
grupach. Ja zostałam bez pary i pani stwierdziła, że będziemy razem. Referat
mamy na jutro, jeśli go nie napiszemy dostaniemy po jedynce. Błagam cię odpisz,
bo nie mogę dostać tej oceny, rodzice mnie ukatrupią.”
Niestety ja też nie mogę dostać tej jedynki. Mama
powiedziała, że nawet jeśli ma się, CHOĆBY, zastanowić o przeprowadzce do
Miami, muszę mieć same piątki. A jedynka jest ostro poniżej tej oceny. Po
trzech głębokich wdechach odpisuję na sms Shelley. „Spotkajmy się u mnie w
domu. Przyjedź zaraz po skończeniu lekcji.”. Krótko i rzeczowo, o to właśnie
chodziło. Po chwili przychodzi jeszcze jeden sms. „Ok, jak chcesz.”, ale nie
jest od Shelley, jest od Seana.
O piętnastej
rozlega się pukanie do drzwi. Zbieram się z kanapy i idę otworzyć. To Shelley.
W rękach trzyma torbę.
-Nie
zamierzam poruszać wiesz jakiego tematu. Jesteśmy tu razem tylko po to, by
zrobić pracę.- mówię wpuszczając ją do środka.
-Jasne.-
odpowiada kierując się do salonu. Na stoliku leżą przygotowane przeze mnie
wcześniej przysmaki i napoje. Pracę robimy prawie dwie godziny. Ktoś mógłby pomyśleć,
że temat „Gady i płazy” nie jest aż tak wyczerpujący, ale jednak… Wykorzystuję
swój talent plastyczny do robienia rysunków (muszę przyznać, że wychodzą mi
całkiem zgrabne żabki), a Shelley swój… intelekt.
Po skończeniu
sprzątamy ze stołu i podłogi, całkowicie zasyfionej przez okruszki z chipsów.
-Kim, wiem,
że nie chcesz o tym rozmawiać, ale… To nie moja wina, że Jack… rzucił cię. Ja
nadal chcę być twoją przyjaciółką.- mówi kiedy wkładam naczynia do zmywarki.
-Shelley, ale
ja nie chcę. Wiedzieliście, że Jack chce ze mną…
-Tak,
wiedzieliśmy. Ale myśleliśmy, że się tylko wygłupia. Tego wieczora, kiedy to
zrobił, po raz pierwszy uwierzyłam, że jest w stanie to zrobić.- Shelley
przerwała mi głosem, który znam aż za dobrze. Nie kłamała.
-Powiedzmy,
że ci wierzę. I co zamierzasz z tym zrobić? Będę się spotykała z tobą u Phila
Falafela, a przy okazji udawała, że nie znam bruneta siedzącego dwa stoliki
dalej, będącego twoim kuzynem?
-Dokładnie. I
chłopakom też wybacz. Oni dowiedzieli się dopiero tamtego wieczora.- dodała
Shelley, ale mnie uderzyło jej drugie zdanie.
-Ja ci
jeszcze nie wybaczyłam. Muszę się zastanowić. Nie wiem, czy jutro będę w szkole,
więc weź pracę.
Przeniosłyśmy
się do przedpokoju. Po raz pierwszy od kilku tygodni zastanowiłam się, że może
rzeczywiście, nie było do końca tak, jak to wyglądało. W końcu to nie winna
przyjaciół Jacka, że taki jest.
-Może do
jutra.- pożegnała się Shelley wychodząc.
-Może.
Wróciłam do
pokoju na kanapę, gdzie zasnęłam, totalnie zmęczona dwugodzinną pracą nad
głupimi gadami. No i płazami.
To nie nasza wina, że z tobą zerwał. Musisz nas
wysłuchać. Nie masz prawa nas tak ignorować, nie masz prawa ich ignorować.
Posłuchaj nas. To nie nasza wina. Byliśmy przyjaciółmi.
Kiedy się
budzę jestem jeszcze bardziej zmęczona niż wcześniej. Głosy moich dawnych
przyjaciół towarzyszyły mi cały czas, nieprzerwanie. Stwierdzam też, że zbiera
mi się na płacz. A to sprawia, że zaczynam się o siebie martwić. Ostatnio
jestem tak rozdygotana emocjonalnie, że czuję się jak jakaś desperatka.
Siadam na kanapie i spoglądam na zegarek; jest 1:00.
Wszyscy już pewnie śpią, ale ja nie mam zbytniej ochoty ponownie się kłaść.
Wchodzę do kuchni i przygotowuję sobie szklankę coli. W mieszkaniu jest ciemno,
nie licząc kuchni i salonu, gdzie zapaliłam światła. Po raz pierwszy od…
zawsze, zaczęłam bać się rzeczy czyhających w ciemnościach.
No i teraz
notka ode mnie będzie długa.
Na początek
chciałam wam powiedzieć, że wszystkie rozdziały mam zapisane u siebie na
komputerze na Microsoft Word i… zapisałam już 74 strony A4, 28 377 wyrazy,
a łącznie ( ze spacją) użyłam 180 967 znaków !!
No to teraz wyjaśniam
czemu mnie tak długo nie było (częściowo odpowiadam też na pytanie Claudii
Maslow). A więc, na początku rodzice postanowili, że kupią nowy komp. W końcu
go nie kupili, a ja w tym czasie nie pisałam opowiadań, no bo przy nowym kompie
i tak, by się to nie zapisało. Potem trochę podpadłam rodzicom, bo byłam zła,
że przez nich przez dwa miesiące nic nie napisałam. No i dostałam karę na
głównego kompa. Został mi już tylko mój laptop z (wstyd się przyznać) Wordem z
2003 roku. Napisałam tam cztery rozdziały, a kiedy przegrałam je na pendrajwa
(nie wiem jak się to pisze) okazało się, że nie mogę tego otworzyć, bo mój
laptop ma za starego tego Worda. I morał taki z tego kochani, (nie wcale nie,
że lepiej nie podpadać rodzicom) że zawsze trzeba uaktualniać potrzebne nam do
życia programy J.
P.S.
Przepraszam,
że rozdział taki krótki!
I love you!
<3 o:p="o:p">3>
Pozdrawiam
STACIA :*
Super rozdział !! :D A to zabawna historia (chodzi o tw przygodę z kompem i Wordem) xP heheherbata ci stygnie xD Rozdział strasznie mi się podoba :D Nieważne, że krótki ! Ważne, że jest :** No to czekam na nexta :)) Pisz szybko, bo się nie doczekam <33 :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział.! A to mój blog:
OdpowiedzUsuńhttp://lovestoryjackandkim.blogspot.com/
Miłego czytania...;** KOCHAM WAS ♥
Iha! :3 Piękny rozdział! <33 I to jeszcze z dedy dla mnie <3 Jesteś kochana! <333 Rozdział wcale nie jest krótki ! :D Jest genialny! :3 Chcę już kolejny ;3 Taaak bardzo chcęęęęęęę :3 <3 LOVAM CIĘ KOBIETOO ;3 <3333
OdpowiedzUsuń