Tłumacz

sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział XXIV


Rozdział XXIV

Wróciliśmy z Jackiem do dojo, ramię w ramię, jak ponad rok temu. Kiedy tak weszliśmy , Shelley rzuciła nam dość dziwne spojrzenie, więc postanowiłam wyjaśnić, dlaczego nie zachowujemy się tak jak jeszcze dziesięć minut temu.

-Zawieszenie broni.- powiedziałam, kątem oka widząc, że Jack dziwnie się uśmiecha.

Potem ćwiczyliśmy do około dwudziestej, po czym postanowiliśmy pójść na lody. Było już całkiem ciemno i zimno, ale musimy jakoś uczcić mój powrót do paczki.

Wszyscy zamawiamy po dwie gałki i siadamy na jednej z ławek. Właśnie kończę jeść swojego loda (jak zwykle jako ostatnia), kiedy zaczyna padać deszcz. Zważywszy na to, że mam na sobie tylko koszulkę na ramiączka, spodnie i japonki, nie zamierzam siedzieć zbyt długo na deszczu.

-Muszę iść.- stwierdziłam, że jeśli teraz pobiegnę do samochodu, zdążę zanim całkowicie się rozpada. Po chwili przypominam sobie, że Jack i Shelley mieszkają trochę dalej niż ja i mogłabym ich podwieźć.

-Jedziecie ze mną?- pytam. Jestem pewna, że właśnie tak postąpiłabym jeszcze rok temu.

-Jasne. Więc, kto ostatni, ten… idzie na piechotę.- krzyknął Jack i pobiegł w stronę parkingu. Zaraz po nim pognałam ja i Shelley. Nie miałyśmy szans go dogonić, więc pozostało nam ścigać się ze sobą. Niestety biegłam w japonkach, a Shelley w sandałach, więc była w nieco lepszej sytuacji niż ja. Dobiegłam do samochodu jako ostatnia.

-Idziesz na piechotę!- zaczął Jack zaczepnym tonem.

-Ja nie zgodziłam się na te twoje zagrywki!

-No dobra, będę wspaniałomyślny i pójdę z tobą.- stwierdził Jack. Wiedziałam, że i tak nie pozwoli mi wsiąść do samochodu, więc  zgodziłam się. Dałam Shelley kluczyki i ruszyliśmy z Jackiem ulicami. Z sekundy na sekundę padało coraz bardziej. Tak więc po przejściu około dziesięciu metrów byłam całkowicie przemoczona, zupełnie jak Jack.

Przez całą drogę nie gadaliśmy. Mimo, że postanowiłam puścić w niepamięć to, co mi zrobił (tylko ze względu na Shelley), to i tak nie byłam w stanie tego całkowicie zignorować.

Po około dwudziestu minutach doszliśmy pod mój dom. Był pod nim zaparkowany mój samochód.

-To cześć.- powiedziałam ruszając w stronę furtki, ale nagle poczułam, że Jack złapał mnie za nadgarstek i zjechał niżej, łapiąc mnie za dłoń.

-Kim…- spróbowałam wyrwać rękę, ale Jack trzymał mocno.- Ja… popełniłem głupotę. Kim, nie mogę o tobie zapomnieć. Kocham cię…

-Jack. Nie po tym, co mi zrobiłeś.

-Żałuję tego. Bardziej niż ci się wydaje…

-Nie Jack, ja ci już nie ufam. Wybaczyłam ci tylko ze względu na Shelley. Tylko i wyłącznie.

-Kim, wiem. Schrzaniłem wszystko. Ale kocham cię. Kocham cię bardziej niż kiedykolwiek.

Wyrwałam dłoń z jego uścisku i weszłam przez furtkę do ogrodu. Stanęłam przed drzwiami wejściowymi i obróciłam się. Pomimo, że lało jak z cebra, widziałam, że Jack śledzi mnie wzrokiem. Podniosłam rękę i nieśmiało pomachałam, po czym z impetem wpadłam do domu.

W głowie miałam totalny mętlik. Jedna część mnie chciała wtedy krzyknąć „Tak, tak.”, a druga miała ochotę przywalić mu w twarz. Ta mieszanka była tak dziwna, że pierwsze co zrobiłam po wpadnięciu do swojej łazienki to zrzucenie rzeczy i wzięcie jakiś tabletek uspokajających.

Chciało mi się śmiać i płakać jednocześnie. Miałam ochotę spać i jednocześnie skakać do rana. I nie ma to nic wspólnego ze zbliżającym się „trudnym okresem”. Wzięłam szybki prysznic, założyłam ulubioną piżamę i położyłam się spać.

Rano byłam bardziej obolała niż wczoraj wieczorem. Kiedy tylko wszyscy wyszli z domu zeszłam na dół, ale zamiast wziąć fastfoody i oglądać film, poszłam do szkoły. Dochodziła dziewiąta, ponad godzina spóźnienia, do tego dziesięć minut drogi, ale muszę pogadać z Shelley.

Po dojechaniu na parking, zajęłam pierwsze wolne miejsce i ruszyłam w stronę szafki. Wyjęłam z niej książki na następną lekcję. Do zakończenia obecnej zostało jeszcze trzydzieści minut, ale nie mam zamiaru iść na lekcję.

Usiadłam na jednej z ławek, pod salą, w której powinnam być teraz, a z której za półgodziny wyjdzie Shelley. Ten czas minął mi strasznie szybko i gdy tylko ujrzałam Shelley wychodzącą z sali chwyciłam ją za łokieć i wyprowadziłam ze szkoły.

-Shelley, muszę z tobą porozmawiać.- powiedziałam nawet ostrym tonem.- Powiedz prawdę. Czy wtedy, kiedy robiłyśmy projekt, przeprosiłaś mnie, dlatego, że Jack o to poprosił?

-Nie!- Shelley była wyraźnie oburzona.- Skąd ci to przyszło do łowy?

-Twój kuzyn, wczoraj… powiedział, że mnie kocha. Po tym wszystkim co mi zrobił, miał czelność mi to mówić!- w moich oczach pojawiły się łzy.

-Chodźmy stąd …- powiedziała Shelley, łapiąc mnie pod ramię i prowadząc w stronę parku. Usiadłyśmy na jednej z ławek. Przestałam już płakać.

-Kim,  Jack obiecał mi, wtedy u Phila, że nie będzie się narzucał. Bo on… on tak do końca nie przestał cię…

-Proszę, skończ.- przerwałam jej. Wstałam i ruszyłam ścieżką w przeciwnym kierunku niż szkoła.

-Kim, ja nie mogę się zerwać!- usłyszałam krzyk Shelley.

-A ja chcę być sama!- odkrzyknęłam, przyspieszając kroku.

Nie wiem jak mogłam być tak naiwna i pomyśleć, że Andersonowie się kiedykolwiek zmienią. Zapewne to wszystko było ich zwykłą zagrywką. Jack poszedł do swojej kuzynki-przyjaciółki. Wyjawił jej swój plan i zaczął go realizować.

Najpierw przeprosiny w telewizji, potem przeprosiny Shelley, odnowienie „przyjaźni” i przejście do konkretów. Kiedyś powiedziałabym, że może naprawdę mu zależy, ale teraz, jestem pewna, że zrobił to dla rozgłosu.

Byłam tak zajęta swoimi myślami, że nawet nie zauważyłam, że na kogoś wpadłam. I to z takim impetem, że poleciałabym na ziemię, gdyby nie złapała mnie osoba, z którą się zderzyłam.

-O jejciu, przepraszam.- powiedziałam. „Znowu się zaczyna…”, pomyślałam pamiętając o moim niefortunnym wpadaniu na ludzi. Podniosłam wzrok i ujrzałam… Jacka.

-Nic nie szkodzi. Kim ,możemy pogadać?- zapytał Jack.

-Nie, nie mam ochoty z tobą rozmawiać.- odparłam ruszając dalej. Jednak Jack nie odstąpił mnie na krok.

-Kim, zachowałem się jak dupek i to nie po raz pierwszy. Porozmawiaj ze mną.

-Nie mam ci nic do powiedzenia.

Przyspieszyłam ruszając krętymi uliczkami parku, aż dotarłam do mostku, niedaleko jednej z głównych ulic. Kiedy zaczęłam przyjaźnić się z Shelley, pokazała mi pewien zakątek. Ruszyłam teraz do niego; pod starą wierzbę, przy brzegu stawiku. Usiadłam na ziemi wiedząc, że Jack jest tuż za mną.

-O czym chcesz rozmawiać? Jeśli o tym, o czym wczoraj, to odpowiedź znasz.

-Ale może zmienisz zdanie...- usłyszałam jego szept tuż przy uchu.-… kiedy dowiesz się, dlaczego z tobą zerwałem.

-Wiem to aż za dobrze. Udawałeś miłość do mnie, bo chciałeś mieć kolejną ofiarę. Kiedy zaczęliśmy kręcić film bałeś się mnie odrzucić, by nie splamić sobie reputacji, gdy byłeś już sławny, zacząłeś grę pt. „niestety musimy się rozstać. Początki trudne, potem przyjaciele…”. Ale ja w to nie gram.- powiedziałam.

-Nie. Bałem się, że odrzucisz mnie tak, jak Kelly. A wiesz dlaczego się bałem? Bo cię kocham!- odwróciłam twarz w lewą stronę i nasze usta się spotkały. Chciałam się odwrócić, ale nie byłam wstanie.

-Kim, kocham cię.- szepnął Jack całując mnie coraz namiętniej. Po chwili wstałam i zaczęłam biec. Nie patrzyłam gdzie, oczy zaszły mi łzami. Słyszałam, że Jack mnie woła, ale to sprawiało, że biegłam szybciej. Nagle usłyszałam swoje imię tak głośno, jakby krzyczeli je wszyscy ludzie na świecie. Odwróciłam się, ale jedyne co zobaczyłam, to dwa zbliżające się światła i straszny pisk. Ostatnie co pamiętam co straszliwy ból.

I jak?

****

Dwa rozdziały (łącznie 6 stron A4) w jeden dzień. Jest po 23:00 a ja siedzę, piszę i jednocześnie oglądam „Plotkarę”. Mam fantastyczny wieczór! Napiszcie w komach co robiliście tego wieczoru…

STACIA :*

4 komentarze:

  1. Pieknę boooskie i wgl.loooooffff youuu! Czekam na kolejny rozdzialik ;3 Co się stało KIM!!! Boje sie o nią ! ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam nadzieję, że dodam jutro rozdzialik. Jak nie ,to dowiemy się w poniedziałek... <3

      Usuń
  2. Kocham ten rozdział :DTen koniec taki, że szok :D I Kim wpadła pod samochód o.O Teraz będzie szpital, a tam.. ;> A tam może się dziać :D No to pisz szybko :D Teraz to ja nie wytrzymam jak nie dodasz szybko :0

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się dodać dzisiaj, ale czy mi się uda...? Spróbuję <3

      Usuń